niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 5: Niech Ci będzie. Ale chcę mieć komplet informacji, a mam tylko połowę.

Violetta
... Nagle ja opamiętałam się i odwróciłam się od niego. Łzy leciały mi swobodnie z oczu.
- Przepraszam. Nie powinienem. - powiedział, a ja wybiegłam z pokoju. - Violetto! Nie rób nic głupiego! Proszę! - krzyczał, ale ja miałam to głęboko gdzieś. Ubrałam buty i chciałam wyjść na dwór, ale poczułam, że ktoś przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. - Przepraszam. Naprawdę przepraszam Violetto. - szeptał w moje kasztanowe włosy. Staliśmy tak dobre pół godziny. Ja powoli się uspokajałam. Spojrzałam na zegarek w przedpokoju. Wskazywał on godzinę 21. Nagle Leon puścił mnie i się do mnie uśmiechną co oczywiście odwzajemniłam. - Wiesz, że chciałbym się z Tobą zaprzyjaźnić Violetto?
- Ale po co? Przecież jestem Twoją pracownicą i ogólnie sama potrafię nazwać się dzieckiem, a ty jesteś dorosły.
- Po pierwsze ja nie uważam Cię za moją pracownice, a po drugie nie jesteś dzieckiem. Uwierz, że większość dorosłych wolałoby poprosić o pomoc rodzinę, a dopiero później znaleźć jakąś pracę. Ty postąpiłaś jak dorosła.
- Tsa...
- Dobra. Przemyśl to i idź spać. - oho. Tryb nadopiekuńczy dorosły się włącza. ~ pomyślałam.
- Co tryb nadopiekuńczy włączony? - zapytałam przez śmiech.
- Ja się o Ciebie Violetto martwię. Powinnaś odespać ostatnie wydarzenia. - jak on nie przestanie mówić do mnie na Violetto to go skrzywdzę.
- Po pierwsze skończ mówić do mnie Violetto, bo to jak dla mnie zbyt oficjalnie. A po drugie NIE ROZKAZUJ MI CO MAM ROBIĆ!!! SAM UMIEM SIĘ SOBĄ ZAJĄĆ!! TY I TWOJE RADY NIE JESTEŚCIE MI DO TEGO POTRZEBNI!!! - wykrzyczałam mu w twarz. Był zdezorientowany. Pobiegłam do pokoju i zamknęłam się na klucz. Położyłam się na łóżko. Przytuliłam się do jednej z dwóch rzeczy jakie mi pozostały, a mianowicie do małego misia, którego dostałam od Ludmiły na 11 urodziny. Pamiętam, że ona miała takiego samego tylko z różowym sercem w łapkach. - Ludmiła nawet nie wiesz jak mi Ciebie brakuje. - wyszeptałam. po około 1,5 godzinie płaczu.
- Cześć Violu. - nagle usłyszałam znajomy głos. To głos należący do Ferro. Podniosłam się i obróciłam w stronę drzwi.
- Lu to ty? - zapytałam nie dowierzając.
- A kto? Duch święty? - po tych słowach podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
- Tęskniłam.
- Ja też. - weszłyśmy do pokoju i usiadłyśmy na łóżku. - I jak Leon. - zapytała z uśmiechem, który mówi tylko jedno.
- Nic między nami nie ma. - przygasiłam jej zapał.
- To co ty u niego robisz? - uuu....
- Jatupracuję. - powiedziałam przykasłując.
- Vilu. Jaśniej, bo z niego to wyciągnę.
- Ja... Tu... Pracuję Lu.
- Że co?! Go chyba pokręciło?! Ja mu zaraz nagadam!
- Nie Lu! Ta praca ratuje mi życie!
- Ale jak to? - spytała zdziwiona.
- Moi rodzice zginęli w pożarze. - O powiedziałam jej całą historię. Była bardzo zdziwiona. - A tak w ogóle jak tu weszła?  Wydawała mi się, że miałam drzwi zamknięte na klucz.
- Leon powiedział mi, że tu jesteś gdy tylko mnie wpuścił.
- Ale to nie wyjaśnia sprawy drzwi.
- To jego dom więc do wszystkich drzwi ma zapasowe klucze. Mówił mi też co się dzisiaj stało. Chcesz może o tym pogadać?
- Nie.
- Ale wiesz, że musisz go przeprosić.
- Wiem. Tylko boję się, że gdy mnie zobaczy to od razu mnie zwolni. - powiedziałam przygnębienia.
- On taki nie jest. Bardzo się o Ciebie martwi. - powiedziała. Wyszłam bez słowa. Mimo to wiem, że blondynka zrozumiała o co chodzi.

Leon
Leżę na łóżku wpatrzony w sufit. Nie wiem co mam myśleć o dzisiejszym dniu. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Lu jeżeli to ty to nie chcę z nikim gadać. - powiedziałem przygnębiony.
- Nawet ze mną?  - usłyszałem głos Violetty wchodzącej do pokoju. Nic nie odpowiedziałem. Ona zamknęła drzwi i usiadła na brzegu łóżka. Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwała szatynka. - Przepraszam. Nie powinnam tak zareagować. Rozumiem, że się o mnie martwisz, ale nie musisz traktować mnie jak pięciolatkę.
- Nie to ja przepraszam.
 - Ty nie masz za co. To ja zachowała się jak  dziecko. - nie wiedziałem co powiedzieć więc postanowiłem milczeć. - Nic mi nie odpowiesz? - zapytała smutna.  Dalej nie wiedziałem co powiedzieć więc dalej milczałem. - Rozumiem jutro mnie tu nie będzie. - powiedziała przez łzy i wyszła. Teraz musiałem coś zrobić. Zerwał em się z łóżka i pobiegłem do jej pokoju. Gdy otworzyłem drzwi zobaczyłem zapłakaną Violettę wtuloną w Ludmiłę. Popatrzyłem na blondynkę. Ona lekko kiwnęła lekko głową, pocałowała Violettę w czubek głowy, spojrzała na mnie srogo i wyszła. Postanowiłem nic nie mówić. Usiadłem na łóżku, a Violetta od razu mnie przytuliła.
- Ludmiła i co ja mam teraz zrobić? Gdzie mam iść? - mówiła przez łzy.
-Nigdzie. Zostaniesz tu ze mną. - powiedziałem spokojnie. Gdy zorientowała się, że to ja powiedziałem tak się wystraszyła, że spadła z łóżka. Pomogłem jej z powrotem usiąść na łóżko.
- Nie chcę tu zostać, bo widzę, że jestem problemem. - czy to prze zemnie czuje się jak problem?
- Nie jesteś problemem. A jeżeli z mojej winy się tak poczułaś to jestem kompletnym idiotą. - oho zaśmiała się to dobry znak.
- Może nie idiotą, ale... No nie wiem jak to nazwać. - uśmiechnęła się szczerze. Chyba mi wybaczyła.
- To jak. Zostajesz? - zapytałem z nadzieją.
- Jeśli chcesz?
- Pewnie, że chcę. - powiedziałem, a ona mocno mnie przytuliła.
- Dziękuje. - wyszeptała.
- Ale za co? - zapytałem zdezorientowany.
- Za to, że jesteś. Za to, że dzięki tobie mam gdzie mieszkać.
- Nie dziękuj.
- Ale mam do Ciebie pytanie.
- Jakie? - o co jej chodzi?
- Co nagadałeś Ludmile, że pomyślała, że między nami coś jest?
- Że co?! Nic jej nie mówiłem! Co ona znowu wymyśliła?!
- Nieeeee wieemmm. -powiedziała ziewając.
- Oho. Ktoś zmęczony?
- Tak. - powiedziała i położyła głowę na moje kolana. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. - No co? Nie chcę być sama. - dodała. Ja wstałem i położyłem się obok niej. Ona w odpowiedzi mocno się we mnie wtuliła. Minęło z jakieś pół godziny, a Violetta spała jak zabita. Powoli wygramoliłem się z jej objęć i zszedłem na dół do Ludmiły.
- I wy próbujecie mi wmówić, że nie jesteście razem? Przed najlepszą przyjaciółką nie ukryjecie prawdy.
- Lu o cholerę Ci chodzi?
- O to, że nie chcecie nikomu powiedzieć prawdy!
- Nie krzycz, bo Violetta śpi. I mówimy prawdę.
- Niech Ci będzie. Ale chcę mieć komplet informacji, a mam tylko połowę. Więc mów wszystko.
- Ok no więc....


Tap tararam! Napisałam i jest chyba troszkę dłuższy. Mam nadzieję, że fajny. Czy mam coś do powiedzenia. Chyba nie. To do następnego.
A na razie... Komentujcie ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.

1 komentarz: