wtorek, 6 stycznia 2015

Prolog

Violetta
Mam na imię Violetta i mój świat około godziny legł w gruzach. Jeszcze kilka dni temu miałam rodzinę, dom, pełny żołądek i wszystko czego siedemnastolatka potrzebuje, a teraz nie mam nic. Mieszkam w Hiszpanii. Dziękuję bogu, że jest lato, bo inaczej zamarzłabym na kość. Obecnie sobie siedzę. Tak siedzę. Wiem, że powinnam znaleźć pracę, dom cokolwiek, ale po co? Nikt normalny nie zatrudni siedemnastolatki. Przechodzi koło mnie setki ludzi i tylko jedna osoba się do mnie jakiś starszy pan.
- A ty co tak tu sama siedzisz dziecko? Nie powinnaś iść do domu?
- Ja nie mam domu, przyjaciół, rodziny, jednym słowem nie mam nic.
- Czyli potrzebna Ci kochanie praca?
- Tak i pojechałabym za nią nawet na Syberię.
- To nie będzie potrzebne. Mój syn potrzebuje pomocy domowej i mógłbym Ci załatwić u niego pracę.
- Naprawdę?
- Tak i nie musisz wyjeżdżać z kraju ani nawet miasta.
- Bardzo panu dziękuje! - powiedziałam i rzuciłam się mu na szyję.

Leon
Czemu ja mam takiego pecha. No cholera czemu akurat ja! Od miesiąca potrzebuję pomocy domowej i cholera nic. Wszystkie odstrasza, to że mam 19 lat! A czemu?! Bo uważają, że jestem głupim małolatem i nie umiem nic zrobić dobrze, a mi potrzebna jest osoba, która zajmie się domem gdy będę na uczelni. Czy ja proszę o tak wiele. Z rozmyśleń wyrwał mnie mój telefon. Zobaczyłem, że to ojciec i od razu odebrałem.
- Leon?
- Tak tato to ja. - zaśmiałem się.
- Mam dobre wieści.
- Jakie?
- Znalazłem Ci kogoś do roli pomocy domowej.
- Naprawdę? Dzięki! A jak ma na imię i ile ma lat i gdzie mieszka?
- Imię Violetta. Wiek nieznany. Z mieszkaniem jest problem, bo nie dawno straciła, dom i rodzinę w pożarze. Teraz jest jakby jest bezdomna.
- Okej. Powiedz jej, że ma tą pracę i może zamieszkać u mnie.
- Świetnie. Będziemy u Ciebie za godzinę.
- To do zobaczenia.
Boże nareszcie!!! Mam kogoś na pomoc domową. Mam tylko nadzieję, że nie jest to jakaś babcia, która na mnie nawrzeszczy, że zabawiam się ludźmi bez pracy.

Violetta godzinę później
Stoimy pod domem mojego szefa? Tak mogę go chyba nazwać. Mam nadzieję, że nie będzie to jakiś stary dziad, który tylko narzeka i nigdy nie chwali. Wjechaliśmy (tak my. Ja i jego ojciec) na samą górę jakiegoś ogromniastego budynku. Podeszliśmy do drzwi. Ojciec szefa zapukał i po chwili drzwi się otworzyły, a ja ujrzałam...



I oto tak się prolog prezentuje. Wydaje mi się, że jest okej. Rozdział 1 najprawdopodobniej jutro bo mam wene na to opowiadanie.
Pozdrawiam ElimelGamesPL

1 komentarz: