niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 28: Twoje łzy nic nie dadzą.


 SZANTAŻ NA POCZĄTEK ŻEBY KAŻDY WIDZIAŁ :)
ROZDZIAŁ 29 ---> 5 KOMENTARZY I WIĘCEJ!
WIERZĘ W WAS ZIOMECZKI!

Violetta
Ale tu strasznie. Pełno kruków, zeschniętych drzew i mgły. To straszne miejsce. Czy to miejsce ma oznaczać moją śmierć? Może ja umarłam. Ale gdyby tak było byłby przy mnie Lucas, mama i tata. A nie ma ich. O co tu chodzi? Z każdą chwilą boję się coraz bardziej.Chcę zobaczyć już moich przyjaciół. Nagle zobaczyłam w oddali jakąś postać. Szybko do niej podbiegłam. Była dziwna. Taka... Jakby... Martwa. Bujała się do tyłu i do przodu. Przyjrzałam się jej. To byłam ja! W wersji pół martwej.
- Co się stało? - zapytałam.
- Zepsuta. - powiedziała i zobaczyłam zniszczoną gitarę z przerwanymi strunami. Usiadłam tak samo jak ta dziwna ja, po turecku. Przyjrzałam się jej (od autorki: chodzi o gitarę). Chciałam ją wziąć do ręki, ale gdy tylko ją dotknęłam zrobiła się w jednym miejscu jaśniejsza. Wystraszyłam się. O co chodzi? Wtedy coś przyszło mi na myśl. Dotknęłam jednego końca gitary, który jak poprzednio zaczął świecić. Przejechałam ręką do początku strun. Dół instrumentu wydawał się jakby naprawiony. Kontynuowałam. Gdy skończyłam czynność gitara była już naprawiona.
- Widzisz. Już jest naprawiona. - zwróciłam się do niej uśmiechnięta.
- Zepsuta. - powtórzyła i dalej kiwała się w przód i w tył. Wtedy zrozumiałam ta postać ma na myśli siebie. Wpadłam na kolejny pomysł. Wzięłam już naprawioną gitarę i podałam ją postaci. Nic. Położyłam jej na kolanach.
- Zagraj. - powiedziałam. Nic. Nie miałam pojęcia co zrobić. I kolejny pomysł. Ułożyłam jej ręce jakby zaraz miała zagrać. Jej jedną ręką przejechałam po strunach. Nagle wszystko zaczęło... Jakby... Odżywać. Zza chmur wyszło słońce. Drzewa pokryły się barwnymi kwiatami i zielonymi liśćmi. Ziemia pokryła się trawą i setkami rodzajów kwiatów. Bure jezioro przybrało piękny błękitny kolor i zaczęły w nim pływać ryby. Kruki zamieniły się w śliczne słowiki i kanarki. Postać zrobiła się żywsza. Teraz miała na sobie śliczną sukienkę w kwiatowy wzór. Nie była już sina, ale... Normalna. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Wstała. Gitarę przewiesiła sobie przez ramię i przepchnęła tak, że wisiała jej na plecach.
- Dziękuję. Pomogłaś mi. - powiedziała. - Nigdy nie myślałam, że się tu pojawisz. Co tu robisz? - zapytała.
- Nie mam pojęcia. Wiem, że jestem nie przytomna, a bynajmniej powinnam, ale chyba raczej nie bo jestem tu i rozmawiam z Tobą. Powiedz mi. Gdzie ja jestem? - zapytałam.
- Jesteś w swoim, że tak to ujmę... Najdalszej części mózgu. To jest Twoje wymarzone miejsce na ziemi.
- Dobra nie rozumiem.
- I nie musisz. Wiedz, że zawsze gdy odpoczywasz znajdujesz się tutaj.
- To czemu było tu tak... Ponuro.
- Szczęśliwa część Ciebie przez ostatnie wydarzenia umarła.
- Aha. I to dlatego nie mogłam się obudzić?
- Tak. Nie możesz istnieć gdyby zabrakło choć jednej części Ciebie.
- Ok. A jak mam się wydostać z Tego miejsca?
- Chodź. - powiedziała i wyciągnęła w moją stronę dłoń. Zawahałam się, ale ujęłam ją. Skierowałyśmy się do drzewa. - To magiczne drzewo. Środek twojego szczęścia. Musisz tam wejść, a dalej... Powinnaś się obudzić. - wytłumaczyła z uśmiechem.
- Dziękuję. Do zobaczenia.
- Lepiej nie.
- Czemu?
- Bo to znowu będziesz w śpiączce. A za drugim nie tak łatwo będzie Ci mnie znaleźć. Tylko wiedz, że ja żyję w Tobie.
- Dobrze. - powiedziałam i weszłam do drzewa. Szłam przez jakiś ciemny korytarz. Nagle potknęłam się i straciłam przytomność. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jak moi przyjaciele grają i śpiewają Hoy Somos Mas. Gdy zobaczyli, że mam otwarte oczy przerwali grę i podeszli do mnie.
- Jak się czujesz? - zapytali na raz.
- Dobrze. A ile mnie nie było?
- 10 dni. - odpowiedziała Kayla.
- A jak Leon?
- Bez zmian. Dalej ma 30% na przeżycie. - powiedziała smutna Francesca.
- Pójdę po lekarza. - oznajmił Sergio. Po chwili pojawił się z lekarzem.
- Dzień dobry. - przywitał się.
- Dobry. - również się przywitałam.
- Jak się pani czuje?
- Dobrze.
- Nic pani nie boli?
- Nie.
- Pamięta pani jak się nazywa, ile ma lat, gdzie mieszka?
- Tak. Nazywam się Violetta Castillo, mam 17 lat i mieszkam w Madrycie.
- Dobrze. Czyli wszystko jest w porządku.
- Panie doktorze. A kiedy dostanę wypis?
- Nie wiem czy jest sens dawać pani wypis. Zakładam, że zostanie pani tu ze swoimi przyjaciółmi.
- Tak.
- No właśnie. A teraz musi pani dużo odpoczywać. Dlatego zostawimy tu panią do puki pan Verdas się nie obudzi.
- Ok. - odpowiedziałam i lekarz wyszedł. - Jak myślicie mogę już wstać z łóżka.
- Oszalałaś! - wydarł się Sergio.
- Jesteś jeszcze osłabiona! - dołączyła do niego Fran.
- A Lu? Też jest osłabiona. - zaprotestowałam
- Obudziłam się 10 dni temu! - opieprzyła mnie.
- Ty kilka minut temu! - i jeszcze Kayla.
- Dobra! Dajcie mi spokój! Chciałam iść do Leona. To aż taka zbrodnia? - zapytałam z wyrzutem.
- Nie. - zapewniła mnie Natka.
- My się po prostu o Ciebie martwimy. - oznajmił Maxi.
- Viola... Ja i Leon przysięgaliśmy Twojemu bratu, że będziesz bezpieczna. Jak widzisz nie wyszło. Dlatego musimy, a właściwie ja muszę przypilnować żebyś wydobrzała. - wytłumaczyła mi Fran.
- Franuś... Ja nie winię ani Ciebie, ani Leona za tą sytuację. Ja winię tylko i wyłącznie siebie.
- Czemu?! - zapytał zdziwiony Andres.
- Bo nie udało mi się wyciągnąć Leona z domu. A teraz idźcie do niego.
- Mam pomysł! - oznajmił Diego.
- Gadaj! - ponagliła go Elena.
- Bo Maxi załatwił żeby przenieśli do tej sali...
- Nie widzę związku. - powiedzieli wszyscy poza Diego mną i Ludmiłą.
- Ale jest. Bo w sali Leona jest jedno wolne łóżko...
- Do rzeczy Diego! - krzyknęliśmy na niego tym razem wszyscy.
- Możemy poprosić lekarza żeby przenieśli tam Viole.
- Diego przecież to nie... - zaczął Marco, ale mu przerwałam.
- Genialne! Kto idzie go poprosić?
- Ja mogę. Jako obecnie najrozsądniejszy. - powiedział Sergio i wyszedł.
- Wy też zauważyliście, że zachowuje się podobnie do Lucasa? - zapytał znienacka Feder.
- No zachowanie ma podobne. - zgodziła się z nim Fran i w tym momencie wszedł Sergio w towarzystwie lekarza.
- Coś się stało? - zapytał lekarz.
- Mówcie. - poprosiłam.
- To... - zaczął Diego.
- Czy mógłby pan spróbować przenieść Violettę do sali, w której leży Leon? - dokończył Maxi.
- Zobaczę co możemy zrobić.

Później
Ludmiła
Lekarz załatwił Vivi przeniesienie do sali Leona. Mnie na szczęście wypisali. Jesteśmy u Leona i pocieszamy Violke. Dzieje się to czego wszyscy się baliśmy. Przytuliła go i płacze. Ona na prawdę boi się go stracić. Nie dziwię się jej. To jej pierwszy chłopak, który jest z nią, bo chce, a nie bo jej rodzice mieli dużo kasy. Fran mi opowiedziała jakieś 6 dni temu jak zareagował Leon gdy zobaczył Viole przed wypadkiem. To... Miłość od pierwszego wejrzenia. Było jak w miłosnym filmie, a teraz to taki chamski wyciskacz łez.
- Violetta uspokój się. Twoje łzy nic nie dadzą. Musisz być silna. Musisz być silna dla Leona. On potrzebuje Cie teraz najbardziej. Nie możesz mu tego robić i płakać. - próbowałam teraz ja ją pocieszyć. Jestem ostatnią deską ratunku od jej płaczu.

Jestem dla was za dobra!
Za!
Macie rozdział 28!
Viola się obudziła i się załamała.
To takie piękne.
Ale dobra.
Chcę wam tylko powiedzieć, że nie odpuszczę wam następnym razem tak łatwo.
A na razie... Komentujcie. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

4 komentarze: