poniedziałek, 30 marca 2015

JEJ!

WITAM!!!
Ziomeczki...
Czy mówiłam, że was kocham?
Jak nie to teraz wam to mówię.
Kocham Was!!!
Nigdy nie myślałam, że w tak krótkim czasie dobiję ponad 6000 wyświetleń!
Bloga nie prowadzę nawet pół roku, a tu takie zong!
Niestety nie mam dla was szpecjala.
Jestem w trakcie jego pisania!
Będzie fajny...
Nie mam pojęcia kiedy go skończę bo muszę napisać jeszcze 2 OS na tego bloga: http://shoty-violetta.blogspot.co.uk/ . 
Chcę je napisać jak najszybciej i najlepiej.
Jeszcze mam do przeczytania Wyznanie Crossa, wszystkie części Tego mężczyzny, Błękitną Dalię, Czarną Różę i Szkarłatną Lilię więc trochę tego mam.
Ale ja nie zawracam dupy.
I tak piszę tego posta na szybko, bo gdy zobaczyłam tą liczbę musiałam wam podziękować, że jeszcze ze mną wytrzymujecie.
Ja powracam do nauki, bo jutro mam kartkówkę z historii, możliwe, że z niemieckiego i wejściówkę z polskiego ze Starego człowieka i morz.
Więc nie przedłużam...
A na razie... Komentujcie rozdział 28. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie!
ElimelGamesPL
KOCHAM WAS!
Pozdrawiam was cieplutko ziomeczki :*

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 28: Twoje łzy nic nie dadzą.


 SZANTAŻ NA POCZĄTEK ŻEBY KAŻDY WIDZIAŁ :)
ROZDZIAŁ 29 ---> 5 KOMENTARZY I WIĘCEJ!
WIERZĘ W WAS ZIOMECZKI!

Violetta
Ale tu strasznie. Pełno kruków, zeschniętych drzew i mgły. To straszne miejsce. Czy to miejsce ma oznaczać moją śmierć? Może ja umarłam. Ale gdyby tak było byłby przy mnie Lucas, mama i tata. A nie ma ich. O co tu chodzi? Z każdą chwilą boję się coraz bardziej.Chcę zobaczyć już moich przyjaciół. Nagle zobaczyłam w oddali jakąś postać. Szybko do niej podbiegłam. Była dziwna. Taka... Jakby... Martwa. Bujała się do tyłu i do przodu. Przyjrzałam się jej. To byłam ja! W wersji pół martwej.
- Co się stało? - zapytałam.
- Zepsuta. - powiedziała i zobaczyłam zniszczoną gitarę z przerwanymi strunami. Usiadłam tak samo jak ta dziwna ja, po turecku. Przyjrzałam się jej (od autorki: chodzi o gitarę). Chciałam ją wziąć do ręki, ale gdy tylko ją dotknęłam zrobiła się w jednym miejscu jaśniejsza. Wystraszyłam się. O co chodzi? Wtedy coś przyszło mi na myśl. Dotknęłam jednego końca gitary, który jak poprzednio zaczął świecić. Przejechałam ręką do początku strun. Dół instrumentu wydawał się jakby naprawiony. Kontynuowałam. Gdy skończyłam czynność gitara była już naprawiona.
- Widzisz. Już jest naprawiona. - zwróciłam się do niej uśmiechnięta.
- Zepsuta. - powtórzyła i dalej kiwała się w przód i w tył. Wtedy zrozumiałam ta postać ma na myśli siebie. Wpadłam na kolejny pomysł. Wzięłam już naprawioną gitarę i podałam ją postaci. Nic. Położyłam jej na kolanach.
- Zagraj. - powiedziałam. Nic. Nie miałam pojęcia co zrobić. I kolejny pomysł. Ułożyłam jej ręce jakby zaraz miała zagrać. Jej jedną ręką przejechałam po strunach. Nagle wszystko zaczęło... Jakby... Odżywać. Zza chmur wyszło słońce. Drzewa pokryły się barwnymi kwiatami i zielonymi liśćmi. Ziemia pokryła się trawą i setkami rodzajów kwiatów. Bure jezioro przybrało piękny błękitny kolor i zaczęły w nim pływać ryby. Kruki zamieniły się w śliczne słowiki i kanarki. Postać zrobiła się żywsza. Teraz miała na sobie śliczną sukienkę w kwiatowy wzór. Nie była już sina, ale... Normalna. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Wstała. Gitarę przewiesiła sobie przez ramię i przepchnęła tak, że wisiała jej na plecach.
- Dziękuję. Pomogłaś mi. - powiedziała. - Nigdy nie myślałam, że się tu pojawisz. Co tu robisz? - zapytała.
- Nie mam pojęcia. Wiem, że jestem nie przytomna, a bynajmniej powinnam, ale chyba raczej nie bo jestem tu i rozmawiam z Tobą. Powiedz mi. Gdzie ja jestem? - zapytałam.
- Jesteś w swoim, że tak to ujmę... Najdalszej części mózgu. To jest Twoje wymarzone miejsce na ziemi.
- Dobra nie rozumiem.
- I nie musisz. Wiedz, że zawsze gdy odpoczywasz znajdujesz się tutaj.
- To czemu było tu tak... Ponuro.
- Szczęśliwa część Ciebie przez ostatnie wydarzenia umarła.
- Aha. I to dlatego nie mogłam się obudzić?
- Tak. Nie możesz istnieć gdyby zabrakło choć jednej części Ciebie.
- Ok. A jak mam się wydostać z Tego miejsca?
- Chodź. - powiedziała i wyciągnęła w moją stronę dłoń. Zawahałam się, ale ujęłam ją. Skierowałyśmy się do drzewa. - To magiczne drzewo. Środek twojego szczęścia. Musisz tam wejść, a dalej... Powinnaś się obudzić. - wytłumaczyła z uśmiechem.
- Dziękuję. Do zobaczenia.
- Lepiej nie.
- Czemu?
- Bo to znowu będziesz w śpiączce. A za drugim nie tak łatwo będzie Ci mnie znaleźć. Tylko wiedz, że ja żyję w Tobie.
- Dobrze. - powiedziałam i weszłam do drzewa. Szłam przez jakiś ciemny korytarz. Nagle potknęłam się i straciłam przytomność. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jak moi przyjaciele grają i śpiewają Hoy Somos Mas. Gdy zobaczyli, że mam otwarte oczy przerwali grę i podeszli do mnie.
- Jak się czujesz? - zapytali na raz.
- Dobrze. A ile mnie nie było?
- 10 dni. - odpowiedziała Kayla.
- A jak Leon?
- Bez zmian. Dalej ma 30% na przeżycie. - powiedziała smutna Francesca.
- Pójdę po lekarza. - oznajmił Sergio. Po chwili pojawił się z lekarzem.
- Dzień dobry. - przywitał się.
- Dobry. - również się przywitałam.
- Jak się pani czuje?
- Dobrze.
- Nic pani nie boli?
- Nie.
- Pamięta pani jak się nazywa, ile ma lat, gdzie mieszka?
- Tak. Nazywam się Violetta Castillo, mam 17 lat i mieszkam w Madrycie.
- Dobrze. Czyli wszystko jest w porządku.
- Panie doktorze. A kiedy dostanę wypis?
- Nie wiem czy jest sens dawać pani wypis. Zakładam, że zostanie pani tu ze swoimi przyjaciółmi.
- Tak.
- No właśnie. A teraz musi pani dużo odpoczywać. Dlatego zostawimy tu panią do puki pan Verdas się nie obudzi.
- Ok. - odpowiedziałam i lekarz wyszedł. - Jak myślicie mogę już wstać z łóżka.
- Oszalałaś! - wydarł się Sergio.
- Jesteś jeszcze osłabiona! - dołączyła do niego Fran.
- A Lu? Też jest osłabiona. - zaprotestowałam
- Obudziłam się 10 dni temu! - opieprzyła mnie.
- Ty kilka minut temu! - i jeszcze Kayla.
- Dobra! Dajcie mi spokój! Chciałam iść do Leona. To aż taka zbrodnia? - zapytałam z wyrzutem.
- Nie. - zapewniła mnie Natka.
- My się po prostu o Ciebie martwimy. - oznajmił Maxi.
- Viola... Ja i Leon przysięgaliśmy Twojemu bratu, że będziesz bezpieczna. Jak widzisz nie wyszło. Dlatego musimy, a właściwie ja muszę przypilnować żebyś wydobrzała. - wytłumaczyła mi Fran.
- Franuś... Ja nie winię ani Ciebie, ani Leona za tą sytuację. Ja winię tylko i wyłącznie siebie.
- Czemu?! - zapytał zdziwiony Andres.
- Bo nie udało mi się wyciągnąć Leona z domu. A teraz idźcie do niego.
- Mam pomysł! - oznajmił Diego.
- Gadaj! - ponagliła go Elena.
- Bo Maxi załatwił żeby przenieśli do tej sali...
- Nie widzę związku. - powiedzieli wszyscy poza Diego mną i Ludmiłą.
- Ale jest. Bo w sali Leona jest jedno wolne łóżko...
- Do rzeczy Diego! - krzyknęliśmy na niego tym razem wszyscy.
- Możemy poprosić lekarza żeby przenieśli tam Viole.
- Diego przecież to nie... - zaczął Marco, ale mu przerwałam.
- Genialne! Kto idzie go poprosić?
- Ja mogę. Jako obecnie najrozsądniejszy. - powiedział Sergio i wyszedł.
- Wy też zauważyliście, że zachowuje się podobnie do Lucasa? - zapytał znienacka Feder.
- No zachowanie ma podobne. - zgodziła się z nim Fran i w tym momencie wszedł Sergio w towarzystwie lekarza.
- Coś się stało? - zapytał lekarz.
- Mówcie. - poprosiłam.
- To... - zaczął Diego.
- Czy mógłby pan spróbować przenieść Violettę do sali, w której leży Leon? - dokończył Maxi.
- Zobaczę co możemy zrobić.

Później
Ludmiła
Lekarz załatwił Vivi przeniesienie do sali Leona. Mnie na szczęście wypisali. Jesteśmy u Leona i pocieszamy Violke. Dzieje się to czego wszyscy się baliśmy. Przytuliła go i płacze. Ona na prawdę boi się go stracić. Nie dziwię się jej. To jej pierwszy chłopak, który jest z nią, bo chce, a nie bo jej rodzice mieli dużo kasy. Fran mi opowiedziała jakieś 6 dni temu jak zareagował Leon gdy zobaczył Viole przed wypadkiem. To... Miłość od pierwszego wejrzenia. Było jak w miłosnym filmie, a teraz to taki chamski wyciskacz łez.
- Violetta uspokój się. Twoje łzy nic nie dadzą. Musisz być silna. Musisz być silna dla Leona. On potrzebuje Cie teraz najbardziej. Nie możesz mu tego robić i płakać. - próbowałam teraz ja ją pocieszyć. Jestem ostatnią deską ratunku od jej płaczu.

Jestem dla was za dobra!
Za!
Macie rozdział 28!
Viola się obudziła i się załamała.
To takie piękne.
Ale dobra.
Chcę wam tylko powiedzieć, że nie odpuszczę wam następnym razem tak łatwo.
A na razie... Komentujcie. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

INFO!

Zostałam przyjęta do ekipy na blogu http://shoty-violetta.blogspot.co.uk/.
Będę tam pisała OS.
Gdyby ktoś chciał to może sobie zamówić.
Od razu zapowiadam, że nie porzucam tego bloga.
Nawet sobie nie myślcie, że mnie się pozbędziecie!

Takie info.
Ja dalej mogę dodać kolejny rozdział jeżeli dacie jeszcze 2 komentarze pod rozdziałem 27.
Pozdrawiam cieplutko me ziomeczki :*
ElimelGamesPL

LBA #3

1. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?
 Chyba polski i informatyka.


2. Co lubisz robić w domu?
 Czytać grać w simsy i MineCrafta

3. Jaki jest twój ulubiony serial?
 Nie mam pojęcia.

4. Gdzie jedziesz na wakacje?
 Chyba do Anglii.

5. Ile masz lat?
 30 maja kończę 15.

6. Jak się nazywasz?
 Asia

7. Dlaczego piszesz bloga?
 Bo gdy piszę mam wrażenie, że nie ważne co napiszę wy i tak to przeczytacie. Czuję się wtedy w jakiś sposób ważna. KOCHAM WAS <3

8. Jakiej firmy masz telefon?
 Samsung. Dokładniej Samsung Galaxy S III Neo.

9. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
 Jest tego trochę, ale taka najulubieńsza to chyba I Would One Direction. To dokładnie album 2 pozycja chyba 9 :D

10. Co byś chciała w sobie zmienić?
 Wszystko. Oczywiście poza charakterem i psychiką, które kocham.


Dobra jest LBA 3.
Tak przy okazji mam malutkie info.
Co do rozdziału 28.
Do końca dnia możecie go skomentować co spowoduje, że go dodam.
Brakuje 2 komentarzy.
Ja w was wierzę i wierzę, że mnie nie zawiedziecie.
Dla was taki komentarz to tylko chwila, ale dla mnie to bardzo wiele znaczy.
Każdy nawet najkrótszy komentarz powoduje na mojej mordce uśmiech.
 To na prawdę dużo nie kosztuje żeby napisać kilka słów.
Tak tylko chciałam wam powiedzieć.
A na razie... Komentujcie rozdział 27. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL

sobota, 28 marca 2015

LBA #2

1. Jaka była reakcja gdy dowiedziałaś się o nominacji? 
 To było takie jej!

 2. Będziesz oglądać transmisję koncertu z Łodzi czy będziesz na tym koncercie? 
 Transmisję.


3. Obawiasz się przyszłości? 
 Oj tak... :D


4. Czy twoim zdaniem można uzależnić się od muzyki? 
 Można można.

5. Jaka jest teraz u ciebie pogoda? 
 Średnia, nocna.

6. Jakiego koloru są  ściany w twoim pokoju? 
 Narcyzowe

7.Plecak vs. Torba 
 Zdecydowanie plecak.

8. Jakie są rzeczy bez których nie ruszasz się z domu? 
 Telefon, okularki, mój szczęśliwy ołówek. I Święte Zeszyty W Których piszę opowiadanie o Jortini.

9. Co cię najbardziej irytuje w ludziach?
 Że chcą mnie lepiej poznać.
Wiesz... Typ samotniczki i pesymistki.

10. Co chciałabyś zmienić na tym świcie?
 To żeby ludzie byli tolerancyjni i żeby nikogo nie wykluczano po wyglądzie.

11. Chciałabyś polecieć na księżyc? 
Zdecydowanie.

A teraz pytania ode mnie:
1. Jesteś Directioner, V-lover czy R5 Family?
2. Czytasz mojego bloga?
3. Co lubisz robić?
4. Grasz w jakieś gry?
5. Jedziesz na jakieś Violetta Live?
6. Ile masz lat?
7. Jakiego bloga najbardziej lubisz?
8. Masz rodzeństwo?
9. Kogo z obsady Violetty najbardziej lubisz?
10. The Sims 3 vs. The Sims 4.

Nominuję:
http://te-qiuero-leonetta.blogspot.com/
http://violettamojedrugieja.blogspot.com/
http://leonettax.blogspot.com/
http://leonetta-love-forever.blogspot.com/
http://jortini-only-love.blogspot.com/
http://elblogderebeka.blogspot.com/
http://leonetta-moj-swiat.blogspot.com/
http://never-say-no-love.blogspot.com/

Nominowanych poinformuję jak najszybciej się uda!
A na razie... Komentujcie rozdział 27. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL

wtorek, 24 marca 2015

One Shot #4: Gamer'owe "I Love You" - Szpecjal na 5000 wyświetleń!



UWAGA!
PRZED PRZECZYTANIEM TEGO SZPECJALA SKONSULTUJ SIĘ Z LEKARZEM LUB FARMACEUTĄ GDYŻ TEN SZPECJAL NIE WŁAŚCIWIE PRZECZYTANY ZAGRAŻA TWOJEMU ŻYCIU LUB ZDROWIU. ZWŁASZCZA JEŻELI CHODZI O GRACZY I NERDY!
PRZEPRASZAM WAS!
I DZIĘKUJĘ ZA 5000 WYŚWIETLEŃ!
KOCHAM WAS!
I PRZEPRASZAM, ŻE RACZĘ WAS TAKIM BEZNADZIEJNYM SZPECJALEM, ALE TAK JAKOŚ WYSZŁO!

Ja
Życie składa się z kilku rozdziałów. Każdy rozdział składa się z etapów. Każdy etap kończy się na pewnych słowach… Czyjś zapewnieniach. Tym razem słuchajcie rozdziału o miłości. Ale innej miłości. Patrzcie jakie ma ona etapy.
1. Przyjaźń. Etap ma wiele zakończeń. Często zyskujemy przyjaźń gdy zaakceptujemy siebie.
2. Przyjaźń po grób. Etap kończy się gdy mamy pewność, że dana osoba nigdy nas nie zostawi.
3. Zauroczenie. Etap kończy się gdy myślimy, że ktoś nam się podoba. Niestety bardzo dużo ludzi nigdy nie przesuwa się do etapu następnego.
4. Strach. Etap kończy się na pewności, że osobę kochamy, ale boimy się, że ona nas odrzuci. Ci którzy dochodzą do tego etapu często zostają w nim na długo… Czasami nawet na zawsze.
5. Próby. Etap kończy się na tym, że przestajemy próbować komuś wyznać uczucie tylko zbieramy się w sobie i w odpowiedniej chwili wyznajemy prawdę. Jest to też etap przygotowawczy.
6. Miłość. Etap kończy się na „Żyli Długo I Szczęśliwie”. Najpiękniejsze zakończenie pewnego rozdziału w życiu.
Teraz pytanie. Czy każdy ma odwagę przejść przez te etapy, aby dotrzeć do końca rozdziału? Otóż nie. Dużo ludzi się boi. Boi jak nasza bohaterka Violetta. Jest ona cichą 19-latką. Bardzo nieśmiałą. Nigdy nie miała przyjaciół… Wszyscy jej dogadują… A czemu? Bo jest inna. Przez strach zamknęła się w swoim własnym wyimaginowanym świecie. Zamknęła się i ograniczyła do kontaktów wirtualnych. Nie wie jak to jest mieć prawdziwych przyjaciół. Nie przeszła większości rozdziałów życia. Czy jedna ekipa z gry pomoże jej? Czy zakończy rozdziały, w których tkwi od lat? Czy chociażby rozpocznie rozdział miłości?...
Violetta
Mam na imię Violetta i mieszkam w Szwecji, a dokładniej w Sztokholmie. Wiem. To nie typowe imię dla Szwedki. Rodzice chcieli żebym miała jakieś nietypowe imię. W sumie to się cieszę, bo uważam, że przez to imię jestem nietypowa. Jestem nerdem. Nie uważam, że słowo nerd jest obelgą. Nie wiem czemu dla niektórych to obelga. Przecież nerdy to są osoby bardzo mądre. I taka jestem ja. Znam się na dużej ilości rzeczy, np. nauka, robotyka, matematyka, literatura, mechanika, komiksy i jeszcze takie inne. Ale najlepiej specjalizuję się w grach wideo. Nie ważne na czy na PC, czy na PlayStation, czy na Xbox’ie. Uwielbiam prawie wszystkie gry. Moje ulubione to MineCraft, Saints Row, FarCray4, ale najulubieńsza to Grand Theft Auto V. W skrócie GTA V. Obecnie sobie gram. Fabułę przeszłam już kilka razy. Teraz szukam Ekipy. Czasem mnie to irytuje, że żadna ekipa mnie nie chce przyjąć, bo jestem dziewczyną. Obecnie czekam aż skontaktuje się ze mną lider Ekipy do, której chcę się dostać. Najśmieszniejsze jest to, że mojego imienia używam jako Nick. Co prawda zdrobniale, bo Vivi, ale i tak większość osób, z którą grałam mówiło mi Violetta, bo tak wolałam. Nagle zobaczyłam, że do „pokoju” na Team Speacku, na którym obecnie się znajdowałam wbił lider tamtej grupy!
- Hej. – przywitał się. – Jestem Leon. Lider ekipy do której chcesz dołączyć. Ty to pewnie Vivi.
- Tak.
- To jakie masz doświadczenie w GTA?
- W tą grę gram od trzeciej albo czwartej  części.
- A jak idzie Ci wypełnianie misji?
- Zależy jakiej. Ogólnie wszystkie idą mi dobrze. Ale to raczej normalne jak się grało w tyle gier.
- Co to znaczy tyle gier.
- Bo… Ja grałam we wszystkie gry. Mam każdą kupioną, albo otrzymałam ją do przetestowania.
- Przetestowania?
- Aha. Czasami niektórzy moi znajomi, czy nawet z większe firmy przesyłają mi gry żebym je sprawdziła, czy spełniają wymogi.
- Znasz się na tym?
- Na tym zna się każdy nerd, który specjalizuje się w grach.
- Jesteś nerdem? Świetnie! Właśnie takich ludzi szukamy! Którzy znają się nie tylko na graniu w gry, ale i na ich tworzeniu.
- Tworzeniu to raczej nie… Bardziej na sprawdzaniu błędów.
- Tak  w ogóle żeby zostać przyjęta… Musimy wiedzieć czy jeździsz na zloty graczy.
- Tak. Staram się nie omijać żadnego. Ale czasami terminy się pokrywają i muszę wybierać.
- Zostałaś przyjęta. Szykuj się. Za 2 godziny gramy. – powiedział i wylogował się z TS. Nareszcie jakaś normalna ekipa, która nie ma uprzedzeń do dziewczyn.
2 godziny później.
Gra mi się ładuje. Za chwilę poznam moją nową ekipę. Jest! Wbiłam szybko do „pokoju” na TS.
- Dobra ziomki! – krzykną ktoś. Po głosie wydawać by się mogło, że to Leon. – Najpierw chłopaki.  Jest Fede?
- Jestem!
- Maxi?
- Obecny! – jak w szkole. Ale widać, że to profesjonaliści.
- Brodwey?
- Jestem!
- Andres?
- Być!
- Diego?
- Siema!
- Teraz dziewczyny. Lu?
- Jestem!
- Naty?
- Hejka!
- Cami!
- Jestem!
- Fran?
- Obecna.
- Dobra skoro wszyscy są to chciałbym przedstawić wam nowego członka ekipy, a mianowicie Vivi.
- Cześć wszystkim.
Kilka godzin później.
To są zajebiści ludzie. Rozwaliliśmy kilkanaście gangów i udało nam się włamać do bazy wojskowej. Po prostu osom!
- Dobra ludzie! Na dzisiaj kończymy. To… Zobaczymy się chyba dopiero na zlocie. – oznajmił Leon.
- A kiedy on jest? – zapytałam.
- 30 maja. Koło Sztokholmu. – powiedziała zasmucona Lu.
- To świetnie. – powiedziałam. – Nie będę musiała daleko jechać.
- To gdzie ty ulicha mieszkasz? – zapytali wszyscy.
- W Sztokholmie. – oznajmiłam.
- Aha. – odpowiedzieli chórkiem.
- To… Viola… Mogłabyś przenocować dziewczyny? – zapytał Leon.
- Szczerze mówiąc to mogłabym przenocować wszystkich. Mam dość spory dom.
- To w cale nie jest konieczne. Leon też mieszka w Sztokholmie i on chłopakami się zjamie. – oznajmiła rozradowana Cami.
- Ok. To do zobaczenia! – powiedziałam i wylogowałam się z TS.
30 maj, lotnisko w Sztokholmie, 3 godziny do zjazdu.
Samolot już wylądował. Dziewczyny niedługo wyjdą. Niestety wiem tylko jaki mają kolor włosów. Powiedziały żebym to ja wysłała im moje zdjęcie, a one mnie znajdą. Ciekawe jak wyglądają. Na pewno są ładne, bo tyle usłyszałam od chłopaków kiedy grałam z nimi jak one się pochorowały. Wynikło mi z tego, że mieszkają w Buenos Aires. Więc to tak ciutek daleko. Wiem też, że są Szwedkami tylko ich rodzice musieli wyjechać.
- Violetta! – usłyszałam krzyki. To one. Są prześliczne. Gdy się do mnie zbliżyły rzuciły mi się na szyję.
- Dusicie. -  ledwo wydusiłam.
- Sorry. – odpowiedziały.
- Ale wy jesteście śliczne. Chłopaki mieli rację. – wszystkie jak jeden duch się zarumieniły. – Wy też zobaczycie ich pierwszy raz?
- Nie Viola. – powiedziała Ludmiła.
- Nasza ekipa istnieje od… - zaczęła Fran.
- 5 części GTA. Znamy się bardzo długo. – zakończyła Cami.
- Czyli w waszej ekipie jestem taki trochę świerzaczek?
- Aha. – znowu powiedziały na raz.
- Nie ważne. Chodźcie. Za 3 godziny się zaczyna. A z mojego domu na tamto miejsce jest 2 godziny drogi. BIEGIEM!
3 godziny później.
Jesteśmy na miejscu. Mi się tu podoba. Jest bardzo fajnie. Dopadłyśmy już Fede, Maxi’ego Andresa, Diego i Brodwey’a. Nie możemy znaleźć tylko Leona. Znaczy oni nie mogą. Ja nawet nie wiem jak on wygląda.
- Tam jest! – krzyknęły dziewczyny. Skierowaliśmy się w tamtą stronę. Gdy wszyscy zaczęli się z nim witać mi szczęka opadła do ziemi. Leon był najprzystojniejszym nerdem jakiego widziałam. Miał kasztanowe lśniące włosy, błyszczące, szmaragdowe oczy… I jak na nerda był… No… Po prostu był. Gdy tamci się z nim przywitali ja troszeczkę się do niego zbliżyłam.
- Hej… - zaczęłam. Nie mam pojęcia jak się zachować.
- Hej Viola. – przywitał się. – Jakim cudem nigdy się nie spotkaliśmy? – dodał zdziwiony.
- Nie wiem. Może po prostu nie było nam to dane.
- Możliwe.
- Chodźcie! – krzykną Maximiliano.
- Zaraz zaczną się rozgrywki i bójki ekip. – dodała Nata. Wszyscy skierowaliśmy się w tamtą stronę.
Później
Event już się skończył. Było fajnie. Wszyscy jeszcze bardziej się zaprzyjaźniliśmy. Uwielbiam tych ludzi. Nigdy nie myślałam, że znajdę przyjaciela albo przyjaciółkę, a tu myk! Przez jedną grę zyskałam coś w rodzaju rodziny. Ale wracając do rzeczywistości. Jesteśmy wszyscy u mnie. Gadamy. Znaczy ja słucham. Nie przywykłam do rozmów z ludźmi tak na żywo. W rzeczywistości jestem bardzo nieśmiała. Boję się odtrącenia. Nie wiem tylko czemu. I tak ludzie mnie odtrącili. I to tylko dlatego, że jestem nerdem. A oni? Zachowują się jakby byli… Że tak to ujmę… Normalni. Ja bym tak nie potrafiła. Nie jestem normalna i to wiem. Dlatego rzadko wychodzę z domu i prawie nigdy nie rozmawiam z ludźmi. Oni są tacy sami jak ja, a jednak tacy… Inni. Postanowiłam przerwać i ich konwersację na jakiś temat. Chyba gadali o Grze o Tron.
- Jak wy to robicie? – zapytałam.
- O co chodzi Violetta? – zapytała zaciekawiona ruda.
- Rozmawiacie jakbyście… Byli… Tacy… Normalni. Jak to robicie?
- To nic trudnego. – zapewnili mnie wszyscy poza Leonem.
- Mają rację Violu. Na początku nam też było ciężko pogodzić się z odtrąceniem. Każdy nerd jest odtrącony. Każdy jest inny. Jeden niczym nie wyróżnia się od innych, zwykłych ludzi. Inny będzie całkiem inny. Poza tym my ciągle jesteśmy sobą. Nie staramy się udawać kogoś kim nie jesteśmy.  – powiedział to jakby chciał dać mi coś do zrozumienia. Nie wiem tylko co.
- Dalej nie rozumiem.
- Po prostu bądź sobą. Nie zmieniaj się dla ludzi. – wytłumaczył. – Przykładem jako takim może być miłość. W miłości się nie udaje. W miłości prawdziwej kochasz osobę taką jaką jest i nie próbujesz jej zmienić. Ty również w prawdziwej miłości jesteś kochana za to jaka jesteś. To może nie jest idealny przykład, ale tu chodzi o to, że musisz zaakceptować najpierw siebie, a później szukać akceptacji u innych. Rozumiesz? – przytaknęłam.
Etap 1. Przyjaźń. ZAKOŃCZONY
Rok później. Zjazd graczy GTA w Las Vegas.
Minął rok. Tyle się zmieniło. Ja się zmieniłam. Zachowuję się… Normalnie? Tak. Normalnie jak na nerda. Tak w ogóle od kilku godzin jestem w Las Vegas. Jest ciemno. Zgubiłam się, ale co tam. Na dokładkę leje deszcz. Jest… Cholernie zimno. Pewnie was interere co ja robię w Vegas. Otóż jest 30 maja więc mamy czas zlotu graczy GTA. Tak. Jest grubo po północy. Wiem, że ekipa mnie szuka. Niestety padł mi telefon. Trochę się boję, ale jakoś żyję.
- Violetta!!! Gdzie ty?!!! Viola…! – usłyszałam z daleka krzyki. Zdołałam zobaczyć, że to Leon. Szybko pobiegłam w tamtą stronę.
- Leon! – krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Z zimna cała się trzęsłam.
- Jesteś. – powiedział z wyraźną ulgą. – Bałem się o Ciebie. – jeszcze mocniej mnie przytulił. – Zimno? – nie czekał na odpowiedź. Po chwili na ramionach miałam jego kurtkę.
- Ale teraz ty zmarzniesz.
- Mi nic nie będzie. Ty za to jak nic będziesz chora. Idziemy.
Już w Sztokholmie po zlocie GTA. Dom Violetty.
Leon miał rację. Jestem potwornie chora. Mam zapalenie płuc. Ale nie jestem sama. Przy mnie jest Leon. On podtrzymuje mnie na duchu i pilnuje 24 na dobę. Jest kochany. To mój najlepszy przyjaciel. Szkoda, że nie znałam go wcześniej. Gdy jest blisko mnie czuję się lepiej. Reszta codziennie dzwoni. Czasem jest to uciążliwe, ale fajnie, że się mną przejmują. Za to ich wszystkich kocham. Za ich wsparcie. Leon obecnie robi mi rosołek. Mówił, że zawsze gdy miał zapalenie płuc babcia albo mama gotowała mu taki dobry domowy rosołek. Usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach później do mojego pokoju. To Leon.
- Rosołek  dla księżniczki raz. – zażartował.
- Dzięki. – powiedziałam i zakaszlałam.
- To pomoże. Poczujesz się lepiej. Wcinaj.
- A ty nie głody?
- Później zjem. Ty jesteś ważniejsza. – oznajmił z uśmiechem i wyszedł.
Miesiąc później.
Jestem już zdrowa. Coś z moim wzrokiem zaczęło być nie tak. Znaczy było już dawno, ale teraz się pogorszyło. Pogorszyło się do tego stopnia, że zauważył to Leon. Umówił mnie na dzisiaj do okulisty. Właśnie siedzimy w poczekalni.
- Musimy? – zapytałam po raz setny.
- Tak. Jeżeli masz dużą wadę wzroku musisz coś z tym zrobić.
- Ale Leon. Po co?
- Żebyś widziała. Nie możesz lekceważyć swojego zdrowia. Musisz dobrze widzieć. Dla dobra swojego i innych. Poza tym jeżeli nie będziesz nosić okularów nie będziesz mogła grać z nami w GTA.
- A co jeżeli będzie źle?
- To nic.
- Przecież mnie wtedy zostawisz.
- Nigdy Cię nie zostawię. Już zawsze będę przy Tobie.
Etap 2. Przyjaźń po grób. ZAKOŃCZONY.
2 lata później. Ślub…? Fedemiły?
Co się tu wydarzyło!? WTF! Powstała nam Fedemiła. Zaręczyła się i dziś biorą ślub. W Buenos Aires. Lecieliśmy tam razem z Leonem. Ogólnie to nie tylko Fedemiła się narodziła. Powstała Diecesca  i Naxi i Bromi! Andres postawił na Forever Alone. Fajne ma nastawienie. Ale do tematu. Jesteśmy w kościele. Po raz pierwszy od kilku lat mam na sobie sukienkę. Jest śliczna. Pudrowo różowa ze złotymi elementami. Buty Lu mi odpuściła i powiedziała, że do kościoła mam ubrać buty, które są w komplecie do sukienki, a na weselu mogę ubrać trampki. Ale żeby nie było kupiła mi trampki w kolorze pudrowo różowym! Ja w nią czasem nie wierzę. Jestem jej światkiem. Leon jest świadkiem Fede. Pan świadek jest ubrany w cudowny garnitur. Szczegółom się nie przyglądałam, bo cała moja uwaga jest skupiona na jego oczach. Wiem też, że Lusia jest ubrana w cudowną białą sukienkę bez ramiączek. Wygląda w niej bajecznie. Góra jest pokryta malutkimi błyszczącymi w świetle kryształkami. Dół jest rozkloszowany i dosyć prosty. Jest pokryty srebrnymi brokatowymi wzorami. Jej makijaż jest dość delikatny. Włosy ma pofalowane i rozpuszczone. Ma w nie wpięty długaśny welon. Fede też ma garnitur. Krawat ma srebrny. Jego włosy są postawione na żel. Podobnie jak u Leona.
Na weselu
Wesele trwa już dość sporo czasu. Wszyscy fajnie się bawimy. Obecnie trwają oczepiny. Lu za chwilę rzuci welonem. Wszystkie panie ustawiły się w koło otaczając moją przyjaciółkę. Zaczęłyśmy iść w koło w rytm muzyki. Lu zamknęła oczy. Muzyka się zatrzymała i Lu rzuciła… Złapałam! Teraz czas na panów. Fede ustawił się na środku. Wszyscy do otoczyli. Zabrzmiała muzyka. Wszyscy ruszyli, a Federico zamkną oczy. Muzyka się zatrzymała, a on rzucił. Złapał Leon… Ciekawy zbieg okoliczności.
- Czas na taniec pary młodej i pary młodszej! – oznajmił DJ. Leon do mnie podszedł. Wyciągną w moją stronę rękę. Z uśmiechem ją chwyciłam. Wyszliśmy na środek parkietu i stanęliśmy koło Fedemiły.
- Teraz pora na Leonettę. – szepnęła mi na ucho Lu. Gdy zabrzmiała muzyka Leon zbliżył się do mnie i objął mnie w talii. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Taniec zajął kilka minut. Przez ten cały czas patrzyłam Leonowi w oczka.
- Teraz pora na pocałunek młodych par. – powiedział DJ. Trochę się speszyłam. Leon spojrzał na mnie przepraszająco i mnie pocałował. Gdy się od siebie odsunęliśmy nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Poza tym na twarzy miałam wielkiego rumieńca. Nie możliwe… Chyba zakochałam się w Leonie…
Etap 3. Zauroczenie. ZAKOŃCZONY
Kilka miesięcy później
Po między mną i Leonem… Jest… Spoko? Nie wiem. Gdy go spotykam czuję się dziwnie. I to tak cholernie dziwnie. Gdy tylko go widzę mam przed oczami obraz naszego pocałunku. W GTA gramy dalej. Przez TS jak z nim  gadam jest mniej nie zręcznie, ale to pewnie dlatego, że reszta jest. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Boję się powiedzieć Leonowi co czuję. Niedawno był ślub Fran i Diego. Tam Leon też mnie pocałował. Tylko nie tak przy wszystkich. To było na takiej altance ozdobionej kwiatami. Padało na nas światło księżyca. I było w opór romantycznie. Nie powinno tak być. Czy to dobrze, że mnie wtedy pocałował? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że jestem Pewna, że zakochałam się w Leonie. Boję się mu wyznać uczuć. Boję się odrzucenia z jego strony.
Etap 4. Strach. ZAKOŃCZONY 
Rok później.
Minął kolejny rok. Mam 23 lata. Dalej tłumię w sobie uczucia względem Leona. Gdy już chcę mu powiedzieć ktoś bądź coś nam przerywa.  To jest frustrujące. W GTA gramy dalej. Chodź ostatnio… Nie możemy się zgrać czasowo. Znaczy… Nie wiem jak jest z Leonem. Ja czekam kiedy jego nie będzie. Wtedy ja gram. Więc jesteśmy na zmianę. Raz ja. Raz Leon. Nie wiem ostatnio co mam ze sobą zrobić. Muszę z nim porozmawiać. Postanowiłam do niego zadzwonić.
- Cześć Leon.
- Cześć Violetta.
- Możesz rozmawiać.?
- Pewnie.
- Bo… Muszę Ci coś powiedzieć. Coś cholernie ważnego.
- No mów.
- To nie jest rozmowa na telefon. Możemy się spotkać?
- Pewnie. Kiedy i gdzie?
- Sam ustal. Ja proponuję ty podajesz warunki.
- OK. Na kolację. Ja stawiam. Przyjadę po Ciebie o 18. Pojedziemy do restauracji. Pasi?
- Idealnie. Tylko Leon…
- Tak?
- Obiecaj mi, że cokolwiek usłyszysz… Będziemy dalej przyjaciółmi.
- Obiecuję… Ale Violetta… Coś się stało?
- Nie wszystko jest pod kontrolą.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Gdyby coś się działo dzwoń śmiało. Pamiętaj zawszę będę przy Tobie. Możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że dajesz mi wiarę.
- Do zobaczenia mała.
- Do zobaczenia duży. – pożegnałam się i rozłączyłam się. Czyli co…? Muszę się naszykować. Tylko w co powinnam się ubrać? Chyba odpowiednia będzie moja sukienka. Czarna. Średniej długości. Nie za luźna. Nie za ciasna. W sam raz. Czyli czas wyznać prawdę i przygotować się na wszystko.
Etap 5. Próby. ZAKOŃCZONY
17:58. Dom Violetty
Leon za 2 minuty się zjawi. Strasznie się denerwuję. Może nie powinnam się ujawniać? Nie! Muszę to zrobić. Nawet jeżeli mnie odrzuci to powinnam poczuć się lepiej. Nagle usłyszałam jak ktoś puka do drzwi. Leon. Podeszłam do drzwi po czym je otworzyłam.
- Hej. – przywitałam się nie patrząc mu w oczy.
- Hej. Ślicznie wyglądasz. – i jeszcze się zarumieniłam. – I ślicznie się rumienisz. – tylko się uśmiechnęłam. – Idziemy?
- No. – powiedziałam i zamknęłam dom. Leon wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy do restauracji.
Po kolacji. W parku. O 20:30
Chodzimy z Leonem po pobliskim parku. Fajnie się z nim bawiłam. Mimo że ciągle byłam spięta. Usiedliśmy na ławce.
- Teraz gadaj.
- Ale co?
- Po pierwsze czemu jesteś ciągle zestresowana. I po drugie po co chciałaś się spotkać.
- To się pokrywa. Chciałam się spotkać i pogadać. Przez to co chcę Ci powiedzieć jestem zestresowana.
- Viola… Nie martw się. Mów co Cię trapi. Co by to nie było pamiętaj… Zawsze będę przy Tobie. Nigdy Cię nie zostawię. Mówiłem Ci to milion razy. I będę mówił jeszcze miliony. Będę to powtarzać do puki tego nie zrozumiesz. – zapewnił.
- Wiem. Ale…
- Spokojnie… To na pewno nie jest tragiczne.
- Zależy jak dla kogo.
- Ej! Teraz zaczynam się martwić. Gadaj. Coś na to poradzimy.
- Wątpię. Ja próbowała i nic nie poradziłam. Dlatego teraz chcę powiedzieć Ci prawdę.
- Zamieniam się w słuch.
- Więc… To zaczęło się od ślubu Lu i Fede. Pamiętasz? Wtedy mnie pocałowałeś. Później był ślub Diego i Fran. Ty… pocałowałeś mnie znowu. Tylko w innych okolicznościach. Zrobiłeś to w miejscu… Że tak to określę… W miejscu bardziej… Ustronnym. Ciągle się zastanawiam czemu to zrobiłeś. Wiem, że to co teraz powiem nie zabrzmi dobrze… Gamerzy raczej tego nie mówią. A jak już to wtedy gdy są tego pewni. Ja… Zakochałam się w… Tobie Leon. – łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. – Teraz wiem, że mnie zostawisz i nie będziesz chciał mnie już więcej znać… Ale musiałam Ci to w końcu wyznać. I tak już długo się męczyłam.  – skończyłam, a chłopak mocno mnie przytulił.
- Nie mam zamiaru Cię zostawiać. – zapewnił.
- Ale przecież… - przerwał mi.
- Teraz ty mnie posłuchaj. Na ślubie Lu i Fede pocałowałem Cię bo się bawiliśmy. Wiesz o tym. Ale na ślubie Fran i Diego… To nie była już zabawa. Zrobiłem to, bo… Chciałem.
- Nie rozumiem.
- Viola… Kocham Cię. – powiedział i mnie pocałował.
2 lata później. 30 maj. Okolice Londynu. Zlot graczy GTA i Ślub?
- Drodzy Gamerzy! Dzisiejszy zlot będzie najbardziej wyjątkowym zlotem w historii. Na dzisiejszym evencie połączone zostaną losy dwójki ludzi. Należą oni do najlepszej ekipy w dziejach. Po wielu moich namowach mój stary przyjaciel zgodził się udzielić ślubu dzisiaj! Za sceną znajduje się namiot w nim odbędzie się ceremonia. – powiedział organizator zlotu. Wszyscy udaliśmy się w tamtą stronę. Pewnie pytacie kto bierze ślub. Otóż ja i Leon. On wymyślił, i mi nie powiedział, że ślub weźmiemy na evencie. Tak. Moim świadkiem jest Lu. Ubrana jest w błękitną sukienkę trochę za kolana. Miejscami jest pozłacana. Moją sukienkę oczywiście wybrała mi Lu. Uznała, że ja mam tylko powiedzieć która z wybranych przez nią sukienek mi się podoba. I wybrałam. Jest prosta tak, że chyba bardziej się nie dało. Góra jest na krótki rękaw. Zwykła. Biała. Chodź przy pasku ma kontur fikuśnego kwiatka. Zrobiony jest z cekinów. Jak już wspomniałam górę sukienki od dołu oddzielał różowy pasek, a w zasadzie wstążka. Dół sukienki był biały. Jakieś 10 cm od końca sukienki był wzorek kwiatowy. Zrobiony z cekinów. Buty miałam mieć od kompletu, ale kiedy Lu nie patrzyła zmieniłam je na białe conversy. Włosy mam rozpuszczone i wyprostowanie, a w nie wpięty mam welon. Świadkiem Leona jest Fede. Ubrany jest w garnitur i błękitny krawat. Za to Leon… Niby też ma garnituru, krawat ale… On… Wygląda… Cudnie.
Jakieś… 10-15 minutek później.
Od dokładnie 12 minut jestem panią Verdas. Tańczymy do jakiegoś wolnego kawałka. Okazało się, że zlot, który zwykle trwał 5 dni przedłuży się o jeden żeby nic nie umknęło. Jestem taka szczęśliwa, że chyba bardziej nie można. Nie wiem jak wcześniej mogłam bez niego żyć.
- Kocham Cię. – powiedziałam.
- Kocham Cię. – powtórzył. – Śmieszna ta nasza historia pani Verdas.
- Wiem panie Verdas.
- Wyszło nam takie Gamer’owe I Love You.
- Wiem. To najszczęśliwszy koniec jaki mogłam sobie wymarzyć.
- Koniec? Żaden koniec. Przed nami długa droga. To był dopiero jeden z wielu rozdziałów.
- A jak brzmi zakończenie?
- I Żyli Długo I Szczęśliwie…
Etap 6. Miłość. Zakończenie „I Żyli Długo I Szczęśliwie”. ZAKOŃCZONY. Tak jak i ten rozdział.
Ja
Rozdział naszej Violi zakończył się idealnie. Nerd z nerdem. Piękna historia… Nie… Piękny rozdział. Naszą Leonettę czeka jeszcze sporo rozdziałów. Miejmy nadzieję, że każdy będzie taki idealny jak ten. Zakończenie „I Żyli Długo I Szczęśliwie” nie zawsze trwa przez całe życie. Niektórzy tylko jeden rozdział tak kończą. Inni wszystkie. Miejmy nadzieję, że nasza Leonetta przetrwa przez wszystkie rozdziały z „ I Żyli Długo I Szczęśliwie”. Zdradzę wam, że Leonetta skończy swoją historię z idealnym zakończeniem. Z kąt wiem? Tak być po prostu musi. Ich miłość jest tak silna, że można ją nazwać wieczną. A jak wiadomo wieczna miłość się nie wypala… Ona trwa… Trwa… Aż do końca życia na ziemi… Później dalej trwa… Tylko w niebie…

 Witam was o godzinie 8:53.
Nie wierzę!
Już 5000 wyświetleń!
Jesteście ziomki niesamowici!
Kocham was!
Od razu mówię.
Nie podoba mi się ten oto Szpecjal.
Jest badziewny!
I ma szczęśliwe zakończenie!
Podpowiem wam, że następny Szpecjal może mieć zakończenie... 
Be.
Jak dla was oczywiście.
Ale co do tego.
To...
Ja to co jest napisane jako "Ja" chciałam usunąć, ale moja Śster mi nie pozwoliła.
I PRZEPRASZAM!
PRZEPRASZAM WSZYSTKIE NERDY I GRACZY GTAV!
Nie chciałam was obrazić!
Sama jestem nerdem i myślałam, że to lepiej wyjdzie!
Ale jeb!
Nie pykło!
Ale mówi się trudno i żyje się dalej!
Ja nie przedłużam...
A na razie... Komentujcie tego Szpecjala i rozdział 27.. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ! 

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 27: Może En Gira.



Szantaż na początek żeby każdy widział :)
28 ROZDZIAŁ! = 6 KOMENTARZY I WIĘCEJ
WIERZĘ W WAS ZIOMECZKI!


Violetta
Co?! To nie możliwe! Jak to możliwe, że Leon ma tylko 30% szans na przeżycie. Nie możliwe. Tak bardzo pragnę się obudzić, ale nie mogę. Biedna Fran. Musi być załamana. Ja też jestem. Czemu akurat ja?! Czemu nie mogę mieć normalnego życia!? Najgorsze jest to, że nie mogę być przy nich i ich pocieszyć. Nagle przestałam ich słyszeć. Nie było nic. Po chwili znalazłam się w jakimś dziwnym miejscu. Było ponuro i głucho. Można powiedzieć, że strasznie. Ziemia nie była pokryta trawą. Była sucha i popękana. Postanowiłam się rozejrzeć.

Ludmiła
Matko... Biedni oni. Tak bardzo chciałabym się obudzić. Poczułam jak Fede znów łapie moją rękę. Tak bardzo pragnę otworzyć oczy. Próbuję, ale nie mogę! Próbuję zrobić cokolwiek. Udaje mi się tylko zacisnąć rękę.
- Lu? Jeśli mnie słyszysz zrób to jeszcze raz. - poprosił. Próbowałam kilka razy aż w końcu się udało! Wtedy poczułam jak całuje moją dłoń. - Czyli niedługo się obudzisz. Dzięki Bogu. Lu chociaż ty szybko wróć. - Co?! Co to znaczy chociaż ty szybko wróć. Czyli Viola też jest nieprzytomna? Owszem. Wyczuwam jej obecność, ale nie wiem co robi. Biedna Vilu. Biedny Leon. Próbuję znów otworzyć oczy. W pewnym momencie udało się i zobaczyłam Federica. - Lu? Idę po lekarza. - oznajmił i wyszedł, a po chwili wrócił z lekarzem.
- Witamy wśród żywych panno Ferro. - ja się tylko uśmiechnęłam. - Pamięta pani jak się nazywa?
- Tak Ludmiła Ferro.
- A ile ma pani lat?
- 18.
- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Na razie wypisywać pani nie będziemy, bo jak zakładam i tak nie wróci pani do domu tylko zostanie tutaj z przyjaciółmi.
- Zgadza się.
- To do zobaczenia. - pożegnał się i wyszedł.
- Lu! - wydarli się Fede, Sergio i Frani, po czym rzucili się na mnie i zaczęli dusić.
- Dusicie... - powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Sorki. - odpowiedzieli.
- Jak tam? - zapytałam.
- Viola nieprzytomna, ale niedługo powinna się obudzić. Leon... ma 30% szans na przeżycie. A paczka tak sobie... - powiedział Fede, a Fran nie przestawała mnie tulić i płakać.

Maxi
Siedzę z wszystkimi poza Violą, Ludmiłą, Fede, Fran i Sergio pod salą Leona. Lekarz powiedział, że dzisiaj nie możemy wejść. Nagle zadzwonił mój telefon. To Fede.
(Rozmowa Maxiego i Fede)
- Co jest Fede?
- Ludmiła się obudziła! - krzykną.
- Serio?
- Tak. Jak chcecie to przyjdźcie tu. - powiedział i się rozłączył.
- Co Fede chciał? - zapytała Kayla.
- Ludmi się obudziła. Idziemy?
- Pewnie! - krzyknęli i pobiegliśmy na górę. Po drodze spotkaliśmy lekarza, który operował Leona.
- Panie doktorze. - zwróciłem się do niego, a reszta pobiegła do sali dziewczyn.
- Tak.
- Bo jestem przyjacielem Ludmiły Ferro, Violetty Castillo i Leona Verdasa.
- W czym mogę pomóc?
- Chciałem się zapytać czy nie można by było przenieść dziewczyny do sali koło Leona, albo chociaż gdzieś w pobliżu, bo my jednak co chwilę chodzimy w te i z powrotem.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję. - powiedział z uśmiechem i poszedł. Ja poszedłem do sali. Tam wszyscy tulili Ludmiłę.
- Ziomki, bo ją udusicie. -upomniałem ich, a oni ją puścili.
- A ty Maximilianie gdzie się zgubiłeś? - zapytała Lu.
- Załatwiałem żeby przenieśli was do sali obok Leona.
- I co? - zapytała Naty.
- Powiedział, że się postara, ale nic nie obiecuje.

3 dni później
Federico
Od przebudzenia Ludmiły minęły 3 dni. Nikt więcej się nie obudził. Z rzeczy ciekawych stało się tylko to, że przenieśli dziewczyny do sali koło Leona. Do studia nie chodzimy. Znaczy... Byliśmy raz. Na pierwszej lekcji, ale nauczyciele i Antonio stwierdzili, że lepiej żebyśmy poszli do naszych przyjaciół. Wieczorami Angie do nas przychodzi i mówi co było na zajęciach i co mamy zrobić. Dlatego też mamy tu keyboard i 2 gitary. Staramy się grać albo u Violi, albo Leona. Lekarz powiedział, że muzyka może im pomóc. Nie mam pojęcia jak, ale... Z lekarzem lepiej się nie kłócić. Obecnie zastanawiamy się co mamy zaśpiewać. O! I jesteśmy w sali dziewczyn.
- No to co gramy ziomki? - zapytałem po raz setny.
- Wiem! - krzyknęła Elena.
- Gadaj. - ponaglał ją Diego.
- Może En Gira.
- Świetny pomysł! - krzyknęła Lu.
 Chwileczkę póżnieeeejjj...!
Zaśpiewaliśmy jeszcze poza En Gira, En mi Mundo,  Euforię i Luz, Camara, Acction. Wyszło nam tak dobrze, że aż inni pacjenci się zeszli posłuchać. Fajnie, że im się podobało. W szpitalu nie mają za dużo atrakcji. Tylko... Szkoda, że nikt się nie budzi... Widzę jak dziewczyny to przeżywają. Jak już wszyscy dojdą do siebie to nakopię Leonowi do dupy, bo to wszystko jego wina. Temu cholernikowi nie chciało się ruszyć dupska i iść z Violettą do sklepu. Ale czy można go winić w 100%? W końcu nie wiedział, że stanie się coś takiego. A może nie poszedł celowo? Nie! O czym ja myślę?! Przecież on najbardziej chciał ją znaleźć! Jaki ze mnie przyjaciel? Oskarżam niewinnego o takie coś! Jestem idiotą!

I jak rozdział?
Mi nawet o dziwo pasuje!
Jest progres.
Jak widać Lu się obudziła.
Ale Vivi i Leoś jeszcze śpią.
Mi to nawet pasuje.
Fede myśli, że Leon celowo nie poszedł z Violettą.
Może zrobił, a może nie...
Tego dowiemy się za jakiś czas.
Jak wam w szkole idzie?
Mi trochę pod górkę.
A tak poza tym.
Ciekawość mnie zżera.
Jak komentujecie piszcie mi z jakiego miasta jesteście.
Ja z Gorzowa.
Jak ktoś nie słyszał to jest to takie trochę zadupie.
Trochę duże zadupie.
ALE MOJE ZADUPIE!
Ja nie przedłużam...
A na razie... Komentujcie. Ja się z wmi żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ! 

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 26: Ja, Leon i Lucas byliśmy można to powiedzieć rodzeństwem.



SZANTAŻ NA POCZĄTKU ŻEBY KAŻDY WIDZIAŁ :)
ROZDZIAŁ 27 = 5 KOMENTARZY!
WIERZĘ W WAS ZIOMECZKI!



Francesca
Matko...Siedzimy pod salą Leona. Ja i Naty płaczemy, a Diego i Maxi nas pocieszają. Sergio łazi w te i wew te i obgryza paznokcie. Albo gryzie palce. Ciężko stwierdzić.
- Wszystko będzie dobrze. - powtarzał Diego.
- To mój przyjaciel. Mój brat. A to co zobaczyłam... To było straszne. - powiedziałam i znowu wybuchłam płaczem. Nagle koło nas przeszedł lekarz. Sergio szybko do niego podszedł.
- Proszę pana. Ile może trwać operacja? - zapytał.
- Zależy jaka.
- Emm... Brzucha...?
- Może lepiej jak powie mi pan czyja.
- Leona Verdasa.
- Pana Verdasa... - poszukał czegoś w pliku kartek. - Ach! Pan Verdas! To... Bardzo trudna operacja... Może trwać kilkanaście godzin. Dokładnie nie wiem.
- Ale wyjdzie z tego? - dopytywał Maxi.
- Trzeba być dobrej myśli. A państwo to...
- Przyjaciele. - powiedzieliśmy wszyscy.
2 godziny później
- Ziomki... - zaczął Diego.
- Minęły 2 godziny... - ciągną Maxi.
- Trzeba się zmienić. - dokończył Sergio z Naty.
- Fran...? - zwrócił się do mnie Sergio.
- Co? - zapytałam trochę nieobecnie.
- Może chcesz zostać? - za proponował Sergio.
- Ale mieliśmy się zmieniać. - powiedziałam.
- Wiesz... Tam jest Lu. Więc Fede pewnie będzie wolał zostać. Zresztą zaraz napiszę do Kayli. - powiedziała Naty. Chwilę popisały. - Fede zostaje u Lu. Ty możesz zostać tu.
- Dzięki. - wyszeptałam.

Naty
Czemu kiedy wszystko zaczęło się układać musiało się zepsuć? Czemu to spotyka nas? W sensie naszą paczkę. Stoimy i czekamy na windę. Gdy drzwi się otworzyły ujrzeliśmy resztę paczki.
- Ktoś jest przytomny? - zapytałam.
- Nie. A Leon? - zapytała Elena.
- Dalej go operują. - powiedział Diego. Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań i oni poszli do Leona, a my do sali dziewczyn. Tam zobaczyłam Federica. Trzymał rękę Lu. Miał spuszczoną głowę.
- Fede...? Żyjesz? - zapytał Sergio.
- Na razie tak. - odpowiedział. Podeszłam z Maxim do łóżka Lu. Ja usiadłam na krańcu łóżka, a Maxi zajął miejsce koło Włocha. Sergio i Diego podeszli do Violi.
- Wszystko będzie dobrze. - pocieszałam ich.
14 godzin później
Jest noc. My dalej w szpitalu. Nikt nie śpi. Nie możemy. Obecnie połowa paczki, w której się znajduje, siedzi u dziewczyn. Nagle rozbrzmiewa melodia Love Me Like You Do. Szybko odebrałam.
(Rozmowa Naty i Kayly)
- Halo? Kayla?
- Tak.
- Czo się stało?
- Leoś! Skończyli go operować!
- Serio?! Zaraz tam będę, bądź będziemy! - powiedziałam i rozłączyłam się. - Ziomki skończyli operować Leona! Idziemy na chwilę?
- Ja tak. - zgodził się Diego.
- I ja. - dodał Maxi.
- Ja zostaję. - powiedzieli na raz Sergio i Fede. - uśmiechnęliśmy się do nich pokrzepiająco i poszliśmy do reszty.

Violetta
To takie dziwne być nieprzytomną. Czuję kto przy mnie jest, ale nie widzę co robi. Nie lubię tego uczucia. Martwię się o Leona. Natalia mówiła, że go z operowali. Długo to trwało. Mam też nadzieję, że Lu nic nie jest. Wiem tylko, że jest nieprzytomna. Chciałabym móc ją teraz przytulić. Próbowała mnie bronić. Ale odbiło się to też na niej. Ją też skrzywdzili. Czemu wszystko musiało się zawalić, kiedy moje życie wracało do normy. Może nie powinnam się budzić skoro to wszystko przeze mnie cierpią. Nie wiem muszę się nad tym zastanowić. Mam nadzieję, że zaraz ktoś przyjdzie powiadomić Fede i Sergio o stanie Leona.

Lucas/Sergio
Moja biedna siostrzyczka. I to wszystko przez to, że wyszedłem na chwilę z domu. Jestem takim idiotą jakich mało. Gdybym nie żył wszystko byłoby w porządku i Violetta byłaby teraz w domu z Leonem. Uśmiechałaby się szeroko i śmiała z jego głupoty. Muszę jak najszybciej skończyć z Sergio, bo to nikomu nie wyjdzie na dobre. Na pewno nie mi i Vivi. Mam nadzieję, że szybko się obudzi. Mam nadzieję, że w ogóle się obudzi. Martwię się o całą trójkę, bo to w końcu tak jakby moja rodzina, ale mimo wszystko najbardziej o Violettę. No, ale to w końcu moja siostra więc to logicznie, że o nią najbardziej się martwię. Muszę się uspokoić.
Chwileczkę póżnieeeejjj...!
Nagle do sali wbiegła zdyszana Fran.
- I co z nim? - zapytał Fede.
- Nie za dobrze. Szanse na przeżycie mam małe. Lekarze dali mu 30% procent szans. - powiedziała. Usiadła na skraju łóżka Violi i rozpłakała się na dobre.
- Franuś... Wszystko będzie dobrze. - próbowałem ją pocieszyć.
- Ale co jak on nie przeżyje? Zawsze był dla mnie jak brat. Nie mogę stracić i jego. - wyszlochała.
- Jak to i jego? - zapytałem. Znaczy Sergio zapytał.
- Bo... Lucas... Ten co zginą w pożarze. Kojarzysz. - przytaknąłem. - Ja, Leon i Lucas byliśmy można to powiedzieć rodzeństwem.
- A Kayla? - dopytywałem.
- Ona nie za bardzo się z nami bawiła, bo jak wiesz jest nieśmiała. Kiedyś była jeszcze bardziej. I Lucas to zawsze był starszy i rozsądny brat. Za to ja i Leon byliśmy jak dzieciaki, którymi z resztą byliśmy. To Lucas zachowywał się odpowiedzialnie i nas pilnował. Później jak zaczęła się tworzyć paczka opiekował się nami wszystkimi. Ale później był ten wypadek i... - rozpłakała się jeszcze bardziej. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem. Chwilę później do przytulasa dołączył Fede.

Czo tam ziomki? U mnie dobrze. Na szczęście moja mama wyszła i mogę napisać dla was notatkę. Na samym początku chciałabym wam podziękować za 6 KOMENTARZY POD ROZDZIAŁEM 25! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakiego miałam banana na gębie. Każdy wasz komentarz to jest dla mnie osiągnięcie. Jakby ktoś komentował ten rozdział może napisać czy płakał czy się śmiał na OS #3. Ja i moja przyjaciółka śmiałyśmy się, a moja Śster płakała. Ale ja się tam nie znam. Czy ja mam coś jeszcze... Teraz coś o rozdziale. Jak widzieliście Lucas zastanawia się na powiedzeniem prawdy... Mogę wam zdradzić, że tak, ale to za dłgoooo... Leoś umiera... Może nawet sobie padnie... Tego nie powiem... Ale jest szansa, że się z nim pożegnamy... Dobra nie przedłużam...
A na razie... Komentujcie. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

piątek, 13 marca 2015

One Shot #3: Nie z Tego Świata


 Z dedykacją szpecjalnie dla mojej Śsiter!
To dzięki niej powstał ten OS!
Ona była moją inspiracją!
Świat przedstawiony wyszedł z jej inicjatywy!
Akcja w jednym momencie również!
Nie bijcie mnie tylko ją!
I love You Mila!
Ty moja małpo <3 !

"Tak! Dzisiaj nareszcie mam okazję! Pewnie jesteście ciekawi do czego. Mój ojciec wyjeżdża do babci, a ja mogę udać się do kraju czarodziei! Tak w ogóle to jestem Violetta i jestem księżniczką wróżek. Na pewno ciekawi jesteście czemu jak mój ojciec jest to nie mogę lecieć do świata czarodziei. Nie mogę tam lecieć, ponieważ świat wróżek i świat czarodziejów się nienawidzą. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że wróżki i czarodzieje kiedyś rywalizowali kto lepiej rzuca zaklęcie czy coś tam. Wątpię żeby to było powodem. Ale mniejsza z tym. Niepostrzeżenie udało mi się wyjść z pałacu. Czyli najcięższą rzecz mam za sobą. Gdy wleciałam do miasta niestety natknęłam się na Ludmiłę moją najlepszą przyjaciółkę. Jest o 2 lata starsza i nie lubi łamać zasad. Jak ja to mówię... Jest przeciwniczką dobrej zabawy.
- Gdzie lecisz Vivi? - Czemu ja nie umiem kłamać? ~ pomyślałam.
- Na tereny czarodziejów. - odpowiedziałam ściszonym głosem.
- Z kim się spotkasz?
- Z nikim.
- Po co tam lecisz?
- Chcę pozbierać sadzonki roślin, które można znaleźć tylko tam.
- Violetta! Nie możesz tam iść! To niebezpieczne! Jak ktoś Cię tam zobaczy mogą Cię zamknąć! Jeżeli Twój ojciec się dowie to rozpęta wojnę! Nie możesz dla własnej zachcianki lecieć na terytorium wroga! To byłoby z Twojej strony nieodpowiedzialne! Poza tym Ty jako księżniczka jesteś potrzebna tutaj!
- Nic mi nie będzie. Jak chcesz możesz polecieć ze mną.
- Ok. Ale tylko po to żeby Cię przypilnować.
Kilka godzin później.
W końcu doleciałyśmy do granicy. Na chwilę wylądowałyśmy. Złapałyśmy się za ręce.
- Na trzy robimy krok. - powiedziałam. - Raz...
- Dwa... - widziałam, że się boi.
- Trzy. - powiedziałam i obie zrobiłyśmy duży krok w przód. Uśmiechnęłam się do niej i wzbiłyśmy się w powietrze. Czułam się taka wolna. Żadnej straży. Żadnych pilnujący mojego zachowania i tego co mówię ludzi. Nie mogę przejmować się strachem Lu. Niestety, a może stety rośliny, które chciałam rosną bardziej w głębi kraju, ale z dala od miast. Gdy znalazłyśmy polanę na której było dużo roślin z tego świata wylądowałyśmy i zabrałyśmy się za zbieranie.
Kilka godzin później.
- Dobra Lu mamy prawie wszystko. - powiedziałam średnio zadowolona.
- Czegoś nam jeszcze brakuje? Przecież mamy tego multum.
- Brakuje tylko tęczowej róży.
- To gdzie ona jest? Szybko tam podlecimy i będziesz miała.
- No... Jest problem.
- Jaki?
- Musimy udać się w okolicę stolicy. - powiedziałam. W moich oczach można było zobaczyć strach.
- Violka! Zwariowałaś! Przecież widzę, że nawet Ty się boisz.
- Lu... Taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć. To jest najprawdopodobniej pierwsza i ostatnia moja okazja na zdobycie tego kwiatu.
- Proszę... Vilu... Wróć ze mną do domu. Waśń nie będzie wieczna. Na pewno jeszcze kiedyś zdobędziesz ten kwiatek.
- Nie Ludmiła. Lecę tam. Trzymaj. W moim pokoju jest otwarte okno. Wleć przez nie i schowaj torby pod łóżkiem.
- Dobra... Tylko uważaj na siebie. - powiedziała niechętnie i odleciała. Dobra Violka dasz radę. ~ powiedziałam do siebie i poleciałam w stronę stolicy. Szukałam jej i szukałam. Nagle zobaczyłam kępę kolorowych róż. Szybko skierowałam się w tamtą stronę.
- Uważaj!!!! - usłyszałam czyjeś krzyki. Odwróciłam się w tamtą stronę. Za nim cokolwiek zobaczyłam jakaś piłka uderzyła mnie w głowę. Upadłam na ziemię i na chwilę straciłam przytomność. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam przystojnego szatyna o szmaragdowych oczach.
- Nic Ci nie jest? - zapytał. Pokręciłam głową. - To dobrze. Tak w ogóle co ty tu robisz? Nie powinno Cię tu być. Jeszcze ktoś Cię tu zobaczy. Tak w ogóle jestem Leon. A ty?
- Violetta.
- Zaraz. Księżniczka wróżek?
- Tak. A ty to czasem nie książę czarodziei?
- W rzeczy samej. To... Księżniczko... Co ty tu robisz?
- Mój ojciec wyjechał. Chciałam skorzystać z okazji i pozbierać rośliny.
- Znalazłaś jakieś?
- Tak. Ale moja przyjaciółka już je zabrała. Ja przyleciałam tu po różę.
- Wiem o co chodzi. - powiedział i pomógł mi wstać.
- Leon!!! Masz ten głupi kafel?!!! - usłyszeliśmy krzyki.
- Muszę iść. - powiedziałam i chciałam odlecieć, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Zobaczymy się jeszcze? - zapytał z nadzieją.
- Nie wiem. - odpowiedziałam wyrywając mu swoją rękę. Po chwili stracił mnie z pola widzenia.
Wieczorem.
Wróciłam już do domu. Ludmiła pomogła mi zasadzić nasze zbiory. Z jednej strony jestem szczęśliwa ze swoich dzisiejszych zbiorów, ale z drugiej trochę smutna, bo nie mam w swojej kolekcji róży. Nagle usłyszałam jak coś stuka w szybę mojego okna. Wstałam z łóżka, podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony. Zobaczyłam za nim śliczną białą sowę z tęczową różą w dziobie. Szybko otworzyłam okno i wpuściłam ptaka do środka. Wzięłam go na rękę i podeszłam do biurka przy którym usiadłam. Odstawiłam sowę na blat i wzięłam od niej kwiat. Do łapki miała przyczepioną kartkę. Odczepiłam ją i zaczęłam czytać:
"Słyszałem, że żeby zdobyć tą różę złamałaś kilka zasad. Żebyś nie musiała złamać zasad po raz kolejny z tak błahego powodu przysyłam Ci tę różę. Mam nadzieję, że się spotkamy. Leon"
Postanowiłam odpisać:
"A czy łamaniem zasad nie jest pisanie do mnie? Ale, że etykieta i moje dobre maniery tego nakazuję chciałabym podziękować Ci za różę. Też mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Postanawiam złamać kolejną zasadę i zaoferować Ci spotkanie. Jutro o 15 na granicy. Będę czekać. Violetta."
Gdy skończyłam pisać złożyłam starannie kartkę i włożyłam ją do dzioba sowy. Ona po chwili odleciała, ale ze skrzydła wypadło jej pióro, które podniosłam. Różę włożyłam do wazonu i poszłam do łazienki. Wykonałam wieczorne czynności, przebrałam się w piżamę i wyszłam z pomieszczenia. Położyłam się do łóżka i zasnęłam myśląc o Leonie.
Rano
Jakieś 15 minut temu wstałam i się ogarnęłam. Cała w skowronkach pobiegłam na śniadanie.
- Hej mamo. - powiedziałam nader szczęśliwa.
- Hej córciu. Co się wczoraj stało, że jesteś taka... szczęśliwa. - powiedziała. Niby nie jest wróżką, a rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Tak moja matka nie jest wróżką. Jest wampirem.
- Nic się nie wydarzyło. - próbowałam ją oszukać, bo wiem że gdybym zaczęła mówić prawdę powiedziałabym jej, że wczoraj byłam na terenie czarodziejów.
- Chłopak. - stwierdziła. - Kto to?
- Nie chcesz wiedzieć. - zapewniłam ją.
- Chcę. Wiesz, że nie mam uprzedzeń jak Twój ojciec. Wiesz, że mi nie przeszkadzałoby mi nawet gdyby był to czarodziej. - O nie... Czemu nie mogę umieć kłamać? ~ zastanawiałam się.
- To dobrze.
- Serio to czarodziej?
- I to nie byle jaki. - powiedziałam rozmarzona.
- Siadaj i opowiadaj ze szczegółami. Nie będę krzyczeć jak przy ojcu. - zapewniła po raz kolejny.
- A więc... To książę czarodziei, Leon. Gdy byłam wczoraj z Lu na ich terenie zbierać rośliny. Znalazłyśmy polanę z prawie wszystkimi roślinami tamtego kraju. Nie było tylko najcenniejszej tęczowej róży. Okazało się, że trzeba lecieć aż do stolicy. Powiedziałam Lu żeby wracała i sama tam poleciałam. Gdy zlokalizowałam różę usłyszałam krzyki i odwróciłam się w tamtą stronę. Dostałam tak jakby piłką tylko oni nazwali ją jakoś dziwnie...
- Tłuczek, złoty znicz? - pokręciłam głową. - To może kafel?
- Tak kafel! Spadłam na ziemię i na chwilę straciłam przytomność. Gdy się obudziłam on już był przy mnie. Wpatrywałam się w jego szmaragdowe oczy. On zapytał czy nic mi nie jest. Zaprzeczyłam. Później wymieniliśmy się kilkoma zdaniami aż jego znajomi zaczęli wrzeszczeć. Powiedziałam, że muszę lecieć, ale on mnie zatrzymał. Znaczy nie do końca, bo i tak po chwili odleciałam. Gdy wieczorem byłam już w pokoju do szyby zapukała biała sowa. Przyniosła mi różę i list od niego. Miał nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Odpisałam i powiedziałam, że będę czekać dzisiaj na granicy o 15. - powiedziałam. Moja mama się tylko szeroko uśmiechnęła, ale po chwili mina jej zrzedła. - Nie cieszysz się, że mam szansę na chociaż trochę szczęścia?
- Cieszę. Chodzi o to, że jak Twój ojciec się dowie będzie źle.
- Czyli jesteś przeciwna naszemu spotkaniu? - powiedziałam bliska łez.
- W żadnym razie. Tylko jeżeli to coś poważnego to wiesz, że nie możecie tu zostać.
- Wiem. Ale wątpię żeby on uważał to za coś poważnego.
- Słuchaj Violu. Mój ojciec był przeciwny żebym wyszła za mąż za, jeszcze wtedy, księcia wróżek, bo uważał, że wróżki są nieprzewidywalne i niegodne by związywać się z wampirami. Musiałam uciec aż tu. Uwierz, że nie było mi z tym łatwo.
- Mamo...
- Dobrze nie mówmy o rzeczach smutnych. Idziesz do Ludmiły?
- Nie ona przychodzi do mnie. Powinna się ucieszyć, że jednak mam wszystko to co chciałam.
- Na pewno będzie się cieszyć razem z Tobą. - zapewniła moja mama i podała mi talerz ze śniadaniem.
Po śniadaniu
Właśnie siedzę w moim pokoju i słucham jak opiernicza mnie Ludmi.
- Jak mogłaś się umówić z czarodziejem?! No jak?! Pomyślałaś co może się stać gdy jego ojciec się dowie?! Albo chociaż Twój! Może wybuchnąć wojna! Czy ty jesteś nie poważna!? Jako księżniczka powinnaś myśleć o swoich przyjaciołach, rodzinie i co najważniejsze o poddanych! Jeżeli będzie wojna nie możesz mieć nawet pojęcia ile osób zginie! Powinnaś pomyśleć! - i jakim cudem znoszę to od co najmniej 30 minut.
- Lu! Spokój! Książek nie czytałaś?
- Czytałam.
- No właśnie. W tylu opisana jest zakazana miłość. Ta miłość zawsze godziła zwaśnione strony. Może i w tym przypadku też tak będzie. Każdy w naszym kraju wie że czarodzieje nic do nas nie mają. A u nich jest tak samo. Oni wiedzą, że my nic nie mamy do nich. Każdy na całym świecie wie, że ojciec mój i Leona się nienawidzą. Przecież to dlatego jest ta cała nieprzyjemna sytuacja.
- Violetta... Nie powinnaś tam lecieć. - Teraz to mnie wkurzyła.
- Ludmiła! Wiem czemu nie chcesz żebym tam leciała! Wiem, że to dlatego, że sama nie masz chłopaka! Gdy u mnie pojawiła się szans na miłość ty jesteś zazdrosna!!! Czemu nie chcesz żebym w końcu była szczęśliwa!!??
- Vivi... Chcę żebyś była szczęśliwa. Ale się martwię.
- Ale o co?
- O Ciebie. Że Leon Cię zrani. Że powie o waszych spotkaniach swojemu ojcu i, że mi Cię zabiorą. Jesteś dla mnie jak siostra. Znamy się od zawsze. Zależy mi na Tobie.
- A mi na Tobie Lu. Pewnego dnia znajdziesz księcia z bajki. A teraz daj mi poszukać mojego, którego chyba znalazła.
- Mam nadzieję, że będziesz dobrze się bawić. Idziemy posadzić tego tęczowego habazia?
- Tak. - powiedziałam przez śmiech.
Piętnasta, Granica
Właśnie lecę na granicę. Mam nadzieję, że Leon na mnie zaczeka. Mój ojciec zwariował! Kazał straży mnie pilnować i wszędzie za mną łazić! Myślałam, że ich nie zgubię! Czasami oddałabym wszystko żeby być normalną wróżką, a nie księżniczką. To mnie powoli dobija. Gdy byłam już blisko zobaczyłam Leona. Przyśpieszyłam. Po chwili znajdowałam się w jego ramionach.
- Już myślałem, że nie przylecisz... - wyszeptał w moje włosy.
- Przepraszam, że się spóźniłam, ale mój powalony ojciec kazał straży mnie pilnować. Myślałam, że ich nie zgubię. - powiedziałam.
- Rozumiem. Też miałem z nimi problem. - zaśmialiśmy się.
- A tak w ogóle to po co chciałeś się spotkać?
- Po prostu.
- A jaśniej.
- Chciałem Cię zobaczyć.
- Po co? - cisza. - Leon... Po co?
- Nie ważne.
- Ważne. Ja to i tak mam przechlapane za łamanie zasad. Nie chcę żebyś ty miał kłopoty.
- Nie martw się. Kłopotów to akurat kto jak kto ale ja mieć nie będę.
- To nie zmienia faktu, że chcę wiedzieć czemu chciałeś się ze mną spotkać.
- To głupie... Więc Ci nie powiem.
- Leon... Jestem wróżką. Uwierz słyszałam na pewno dużo głupsze rzeczy.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - O czo mu chodzi?
- Tak, a co?
- Bo chyba mnie dopadła. - oznajmił, a ja trochę posmutniałam. Co poradzę, że mnie chyba też dopadła miłość. Miłość do Leona.
- Kim jest ta szczęściara?
- Powinnaś ją znać. Ma brązowe włosy, czekoladowe oczy... Jest wróżką... Ogólnie jest śliczna. Poznałem ją gdy oberwała w głowę kaflem, którym rzucałem. Kojarzysz? - zapytał z wymalowaną na mordce (od aut. <3 so sweet) nadzieją.
- Chyba ją znam... Ale nie jestem do końca pewna. - No. Verdas. Teraz się droczymy.
- Serio? To... Jest księżniczką wróżek... - mówił zbliżając się do mnie. - I cholernie mi się podoba. - powiedział i zmniejszył odległość między nami do zera. Nie wierzę... Pocałował mnie.
- Violetta! - usłyszałam wrzaski... O nie... To mój ojciec.
- Leon! - znów wrzaski. To... Ojciec Leona. Chyba. Szybko się od siebie odsunęliśmy. Mój ojciec zjawił się przy mnie. A ojciec Leona obok niego.
- Ty! - wrzasnęli oby dwoje.
- Nie wierzę! Twój synek pod moją nieobecność omotał sobie moją córeczkę! Pewnie ty mu kazałeś!
- Ja?! Jesteś śmieszny! Twoja córunia uwiodła mojego syna! Mam o Tobie złe zdanie, ale o coś takiego nawet Ciebie bym nie oskarżył!
- Ty magiku zakichany! Jesteś zazdrosny, bo wróżki są doskonałymi stworzeniami! Wy i te wasze zaklęcia nie możecie się z nami równać!
- Słuchaj skrzydlaku! My jesteśmy najdoskonalszą nacją w dziejach tego świata! Nikt nie może się z nami równać! A zwłaszcza wy!
- To może spróbujemy! Zmierzmy się w prawdziwej walce!
- Podaj czas i miejsce!
- Za miesiąc! Na tej łące granicznej! - wykrzyczał mój ojciec. Chwycił moją rękę. Pociągną mnie w powietrze. W stronę zamku.
Później. W pokoju Violetty.
- Jak mogłaś ty głupia dziewczyno się z nim spotkać!?
- Ja... - Nie wiem co powiedzieć. Myśl Violetta. Myśl! ~ pomyślałam.
- No co ty?! Wiedziałem, że ten wyjazd to głupota! Matka przecież była w domu! Mogłaś jej powiedzieć!
- Ale tato ja go kocham! - wykrzyczałam i łzy zaczęły ciurkiem lecieć z moich oczu.
- Zwariowałaś! Odpowiesz za swoją głupotę! Masz stanąć do walki! Nie obchodzi mnie że jesteś dziewczyną! Będziesz walczyć! Jak nasi poddani! - zarządził i wyszedł z mojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Przytuliłam do poduszki. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się.
Miesiąc później.
Miną miesiąc? Tak! Przecież stoję na łące granicznej. Nie udało się tego odwołać. Stoję wśród ludzi. Zwykłych ludzi. I rycerzy! Znaczy straży! Oni są po drugiej stronie. Jest Leon. On również musi walczyć! Ruszyliśmy do ataku. Oni również. Wszystko działo się tak szybko. Zaklęcie. Tu i tam. Ktoś upada. Ktoś umiera. W niebo wznieśli się nasi i ich lotnicy. Co jakiś czas ktoś spadł na ziemię. Nienawidzę walk. Robię uniki. Rzucam zaklęcia. Minęły minuty?... Godziny...? Nie wiem. Zobaczyłam jak ktoś upada. To Leon! Zaczęłam płakać. Podleciałam do niego. Uklęknęłam przy nim. Zobaczył to jego ojciec. I mój ojciec. Kiwnęli głowami. Wszystko ustało. Leon jeszcze oddychał.
- Leon.... - wychlipałam. Wiedziałam, że umiera.
- Violetta... - wydusił z siebie. Całej akcji przyglądali się nasi ojcowie. Lu, która również walczyła. Jakiś chłopak. Cała straż. Wszyscy ludzie.
- Leon nie zostawiaj mnie. Proszę. - przytuliłam go mimo że leżał.
- Viola... Ja... Umieram... Koniec... - wymusił kilka słów.
- Leon potrzebuję Cię. Kocham Cię. Zostań ze mną.
- Ja też Cię kocham... Zapamiętaj mnie... Viol... - nie dokończył. Zakaszlał. Oczy miał otwarte. Zrobił się biały? Siny? Biało-siny? Nie wiem. Gasł w oczach. Zrobił głęboki wdech. Znów kaszlnął. Pokręcił głową. Jego spojrzenie zrobiło się martwe. Powietrze wyleciało z jego płuc. Głowa przekręciła się na bok. Umarł... Nie żyje! Wybuchnęłam płaczem. Zaczął padać deszcz. Spojrzałam na Lu. Płakała. Spojrzałam na chłopaka. Płakał. Spojrzałam na jego ojca. Płakał. Spojrzałam na ludzi. Płakali. Wszyscy płakali. Mój ojciec też. Płakał. Płakał cały świat. Mój ojciec podszedł do ojca Leona.
- Dość. Tak nie może być. Twój syn umarł. Moja córka płacze. Wszyscy cierpią. Koniec. Koniec tej wojny. Koniec tej waśni. - wyciągną rękę w stronę czarodzieja. On ją ujął. To koniec wojny! Koniec waśni! Ale... Ale koniec Leona. Żeby wszystko się skończyło musiało umrzeć czyjeś dziecko. Uroki wojny. Minęły kolejne... Sekundy?... Minuty?... Godziny?... Straciłam rachubę czasu. Ale nie przestałam płakać. Obok przykucnęła Ludmiła. Ten chłopak. Mój ojciec. Ojciec Leona. Lu i ojciec mnie od jego ciała oderwali. Przytulili mnie.
- Przepraszam. - wyszeptał mój ojciec..."
W końcu zakończyłam wpis w moim pamiętniku. Cały ten czas pamiętam jakby to było wczoraj. Od tego okresu minęły 3 lata. Ojciec mój i Leona się zaprzyjaźnili. Lu i Fede są razem. Federico to chłopak, który był w dniu walki koło Leona. Ja... Jestem samotna. Znaczy nie mam chłopaka ani nikogo takiego. Jest dobrze tak jak jest. Siedzę przy grobie Leona jak co dzień. To miejsce jest śliczne. Pełno kwiatów... Krzewów, i innych roślin. Nie mogę uwierzyć że dziś jest 3 rocznica jego śmierci. To wydarzenie... Dalej boli. Ale żyć trzeba dalej. Nie? Bardzo mi go brakuje. Tamten czas... Na zawsze zostanie w mojej głowie... Pamięci... Sercu. Jest zmierzch. Muszę wracać do zamku.
- Do jutra Leoś. - powiedziałam i położyłam mój pamiętnik koło znicza i bukietu kwiatów znajdującym się na grobie pod brzozą...

Czyż to nie było wzruszające? Jak dla mnie i mojej przyjaciółki było śmieszne. Za to moja Śster się po płakała. Jak dla mnie to... Tylko aspekt śmierci Leona mi fajnie wyszedł. I to było w tym OS najśmieszniejsze. Co jest logiczne... Najbardziej podoba mi się grób pod brzozą. Z resztą sami oceńcie tego OS. O! Ten OS otrzymała moja pani do przeczytania. Myślałam, że go dodam jak będę znała jej opinię. Ale nie! Dałam go jej tydzień temu! Ale napiszę wam co ona o nim sądzi jak się tego dowiem.
A na razie... Komentujcie. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
EliemGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Rozdział 26 - W NIEDZIELĘ!

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 25: Ludmiła Ferro, Violetta Castillo i Leon Verdas.



SZANTAŻ NA POCZĄTKU ŻEBY KAŻDY WIDZIAŁ :)
ROZDZIAŁ 26 = 5 KOMENTARZY!
WIERZĘ W WAS ZIOMECZKI!

Leon
- Jezu Lu! Co... Gdzie ty jesteś?!
- W piwnicy.
- Bardzo śmieszne! Gdzie?!
- W jakimś zrujnowanym domku jakieś 100 może 150 km za Buenos.
- Jest tam Violka?
- Jest. Ale teraz śpi.
- Znasz dokładne położenie domku?
- Ja nie. Ale ty zaraz tak.
- Jak!?
- Pamiętasz jak zainstalowaliśmy sobie nawzajem namierzanie w komórkach. Musisz u siebie je tylko włączyć.
- Przyjedziemy po was.
- Tylko nie sami.
- A kuźwa z kim?
- Weźcie ze sobą policjantów i lekarzy.
- Co się stało?
- To nie rozmowa na telefon. Ja muszę kończyć.
- Czemu Lu?
- Oni tu idą, a ja muszę ochronić moją przyjaciółkę. Do zobaczenia. - powiedziała i rozłączyła się. Jezu... To nie może być prawda! Szybko poleciałem do siebie. Wziąłem prysznic i ubrałem się w jakieś ciuchy. Znowu zbiegłem na dół.
- Wiem gdzie są! Kto prowadzi?
- Ja! - wydarł się Fede.
- Łap. - powiedziałem i rzuciłem mu kluczyki. - Wstukam w GPS'a gdzie masz jechać. Wyłazimy!
- Leon! Spokój! - wydarła się Naty.
- Samochód jest za mały na 11 osób. - powiedział Diego.
- Macie rację. - powiedziałem. - To ja, Sergio. Fede, Maxi i Naty jedziemy moim samochodem. Andres, Elena, Kayla i Marco samochodem Andresa, a Fran i Diego, samochodem Diego.
- To my jedziemy po auta! - krzyknęli Diego i Andres.
Chwileczkę póżnieeeejjj...!
Właśnie zapieprzamy do miejsca, w którym trzymają Vivi i Lu. Jak ustaliliśmy wcześniej jedziemy w 3 samochody. Przed nami policja. Za nami karetka, a za nią znowu policja. Więc możemy grzać tyle ile samochody wyciągną, a mało to nie jest. Jesteśmy dość blisko. Nagle policja wykonała gwałtowny skręt, a cała "wycieczka" za nimi. Po jakiś 10 minutach byliśmy na miejscu. Wbiliśmy do tego domu. Znaczy policja, bo nam idioci kazali czekać na zewnątrz. Po jakiś 20 minutach wyszli, ale... TYLKO Z LU! Co za kretyni! ~ wykrzyczałem w myślach.
- Gdzie Viola? - zapytałem.
- Leon... - powiedziała pół przytomna.
- Lu proszę. Gdzie ona jest?
- On... W pokoju... Na strychu... Oni ją... - powiedziała i straciła przytomność. Jezu nie! No kurwa nie! ~ powiedzieliśmy na raz z moją podświadomością. Chwile pomyślałem i pobiegłem tam. Nie mogłem pozwolić żeby skrzywdzili moją kruszynkę. Za mną, ale dość daleko, biegli policjant i lekarze z noszami. Przyśpieszyłem. Chwilę później już byłem pod drzwiami strychu. Kurwa zamknięte! ~ wykrzyczała moja podświadomość. Waliłem i kopałem w drzwi, które w końcu upadły na ziemię. To co ujrzałem w środku przeraziło mnie. Była tam Viola... Leżała na łóżku, a jakiś facet się do niej dobierał.
- Zostaw ją! - krzyknąłem. Ten facet zerwał się od mojej ukochanej i podbiegł do mnie. Zaczęliśmy się siłować. Nagle on wyjął nóż z kieszeni i wbił mi go w brzuch. Upadłem na podłogę i wtedy wbiegła do środka policja. Skuli go i wywlekli z pomieszczenia. Do mnie w tym czasie przyszli lekarze.
- Weźcie ją najpierw. - wymamrotałem.
- Ją wezmą na ręce. Pan jest w poważniejszym stanie. - powiedzieli i położyli mnie na noszach. Wynieśli mnie z domu, a ostatnie co usłyszałem to głośne krzyki dziewczyn. Później była ciemność.

Kayla
Czekamy aż ktoś wyjdzie z tego pieprzonego budynku. Od jakiś 10 minut nikt z tam tond nie wychodzi. A co jeżeli Leonowi stała się krzywda? A co jeżeli Vilu stała się krzywda? To byłoby straszne. Nagle z domu wyszło kilkoro policjantów. Wlekli jakiś kolesi do radiowozu. Jeden do nas podszedł.
- Proszę się nimi nie martwić już nikomu nie zrobią nic złego.
- Co to znaczy już nikomu? - zapytała Elena
- To są porywacze i mordercy. Karani wcześniej i poszukiwani od jakiś 10 lat. Do końca życia niebo w kratkę będą oglądać. Do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedzieliśmy chórem. Czekaliśmy jakieś 5 minut i wybiegli lekarze z Vivi na rękach. Ciekawe czemu na rękach skoro mieli nosze? ~ zapytałam w myślach. Po chwili poznałam odpowiedź na moje pytanie. Wieźli Leona. Gdy przejechali koło nas. Wybuchłyśmy z dziewczynami płaczek.
- Leon!! - krzyknęła po czym padła na ziemię zalewając się łzami. Diego uklękną obok niej i mocno ją przytulił. Szybko podbiegłam do lekarza.
- Co się stało? Co z nimi? Przeżyją?
- Pani przyjaciółki na pewno tylko są w ciężkim stanie i muszą wypocząć, ale pani przyjaciel... Musimy go zoperować i to jak najszybciej. Przepraszam, ale z każdą minutą ma mniejsze szanse na przeżycie. - powiedział i wsiadł do karetki po czym szybko włączyli syreny i odjechali. Ja podbiegłam do przyjaciół.
- Dobra kto najlepiej się czuję?! Potrzebujemy 3 kierowców! - zaczęłam krzyczeć spanikowana.
- Ja! - zgłosił się Andres.
- Ja! - krzyknęła Elena.
- I ja. - powiedział mój Marco.
- To ja, Fran, Diego jedziemy z Marco. Z Andresem jedzie Fede, Sergio i Maxi. A z Eleną Naty! - zarządziłam. Wszyscy przytaknęli i rozbiegliśmy się po samochodach.
W szpitalu
Federico
Właśnie kłócimy się z tymi głupimi pigułami. Nie chcą nam idiotki powiedzieć gdzie są nasi przyjaciele.
- Co się tu dzieciaki dzieje? - zapytał jakiś lekarz.
- Pielęgniarki nie chcą nam powiedzieć gdzie są nasi przyjaciele. - oznajmiłem, bo jako jedyny układałem logiczne zdania.
- A o kogo chodzi?
- Ludmiła Ferro, Violetta Castillo i Leon Verdas.
- Ach tak. Państwo to...
- Przyjaciele. Tak jakby rodzina.
- Nie powinienem... Ale zrobię wyjątek. Wsze przyjaciółki piętro 3 sala 364. A Wasz przyjaciel jest jeszcze operowany. Sala 194, piętro pierwsze. - powiedział i odszedł.
- Dobra... Fran, Diego, Maxi, Naty i Sergio idźcie pod sale Leona, a ja, Kayla, Marco, Andres i Elena do dziewczyn. Co 2 godziny robimy zmiany. - zarządziłem i rozeszliśmy się.

Rozdział jest!!!! Zlitowałam się do 4 komentarzy, bo 5 nie daliście rady :( Przykre. Ale kij z tym. Co do rozdziału Wszyscy w szpitalu. Uwielbiam szpitale... Zwłaszcza jak ktoś trafia do nich w okolicznościach taki jak Leon... Wiem jestem dziwa. Ale za to wszyscy mnie kochają <3 Czy ja coś do was mam?... Chyba nie.
A na razie... Komentujcie. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ