środa, 1 kwietnia 2015

Epilog: Później koniec.

Przeczytaj notatkę pod epilogiem!


5 Lat później
Narrator
Po pięciu latach znów zaglądamy do małżeństwa Verdas. Obecnie mają 2 ślicznych dzieci. Są to bliźniacy, Jimmi i Jey. Prowadzą własną firmę muzyczną. Tak właściwie to jest studio nagraniowe. Obecnie Violetta i Leon są w domu i się kłócą.
- Violetta! Ja Cię nigdzie samej nie puszczę! Chcesz lecieć do Buenos Aires sama! Zastanów się odrobinkę!
- Leon zastanowiłam się! Poza tym jadę tylko na 4 dni! Nic mi się tam nie stanie!
- Nie masz 100% pewności!
- Daj spokój! Zacznijmy od tego, że to był Twój pomysł!
- Ale nie żebyś leciała sama.
- Rozumiem, że się martwisz, ale jestem już duża i sobie poradzę. - powiedziała i pocałowała swojego męża.

Violetta
Nareszcie skończyliśmy się kłócić. Trwało to kilka godzin, ale ustąpił. Najgorsze jest to, że muszę lecieć samolotem. Razem z Leonem poszłam na górę, ja się spakować, a on przygotować do snu.
Chwileczkę późnieeeejjj...!
Dzięki bogu! Już się spakowałam. Jest 1, a ja na 5 mam samolot. Już nie opłaca mi się kłaść spać. Poszłam do łazienki i przebrałam się w wygodne do podróży ubranie. Zeszłam na dół przygotować sobie i Leonowi śniadanie. Postawiłam na tosty. Po ich wykonaniu ponownie spojrzałam na zegarek. 1:45. Dobra... Mam jeszcze dużo czasu. Wzięłam z szafki tackę i poszłam do naszej sypialni. Weszłam do środka i położyłam tackę na biurku. Ponownie skierowałam się na dół. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję. Na jakimś kanale znalazłam jakiś fajny film. Nawet nie znam tytułu. A co jeżeli Leon ma rację? Jeżeli coś się stanie? Jeżeli będę miała pecha i wsiądę do uszkodzonego samolotu? A jeżeli ktoś mnie w Argentynie porwie? Albo zgwałci i zabije? A może samolot się rozbije? Nie wiem. Teraz boję się jeszcze bardziej. Nie wiem czy chcę lecieć. Ale nie mogę zawieść firmy. Nie mogę też nie taj Boże zostawić Leona i dzieci samych. Co ja mam zrobić? Tu chodzi o rozbudowanie firmy. Muszę więc wybrać. Rodzina czy praca i jej dobro. Nie wiem z jednej strony wiem, że nie mogę zaprzepaścić taką szansę dla firmy, ale z drugiej wiem, że jeżeli coś się stanie to Leon sobie nie poradzi. Nie chodzi mi, że z dziećmi sobie nie poradzi tylko, że psychika mu siądzie i... Zrobi coś głupiego. Moje kontemplacje przerwał dosiadający się do mnie Leon.
- Nad czym moje kochanie się zastanawia?
- Nad tym czy powinnam jechać.
- A nie chcesz?
- Nie... To znaczy tak... To znaczy... Nie wiem. Boję się, że stanie się coś złego.
- Sama mi tłumaczyłaś, że nic się nie wydarzy. I, że to jest szansa jedna na 1000.
- Masz rację. Która godzina?
- 4:20. A co?
- Ty się jeszcze pytasz?! Musimy już iść. - jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Na lotnisku byliśmy po 10 minutach. No co? Mieszkamy bardzo blisko. Zdałam bagaż, przeszłam odprawę i wyszłam razem z Leonem na płytę lotniska. Łzy spływały swobodnie po moich policzkach. Nagle Leon ujął moją twarz w dłonie otarł łzy i pocałował. Zrobił to tak jak kilka lat temu. Tak delikatnie jakby bał się, że się rozpadnę. Gdy się od siebie odsunęliśmy mocno go do siebie przytuliłam.
- Musisz już iść. - powiedział pełnym bólu i troski głosem.
- Do zobaczenia. - pożegnałam się i jeszcze raz go pocałowałam. Później weszłam do samolotu. Usiadłam na miejscu obok okna i podziwiałam widok. Nagle poczułam i zobaczyłam jak samolot zaczyna kołować po płycie. Gdy wzbijaliśmy się do góry znowu przeszło mnie dziwne uczucie, jak by miało się coś wydarzyć. Po chwili poczułam, że samolot bardzo szybko opada i wydaje straszliwy dźwięk. Szybko wyjrzałam za okno i zobaczyłam palący się silnik. Zaczęłam panikować. Wyjęłam telefon i napisałam do Leona krótką wiadomość. Zdjęłam bransoletkę od niego i włożyłam do pudełeczka, które ze sobą miałam. Później usłyszałam wybuch i krzyki innych pasażerów. Ujrzałam błysk i dalej już tylko ciemność. Ostatnimi siłami przed śmiercią powiedziałam, a właściwie wyszeptałam...
- Kocham Cie Leon. - dalej nic...

Leon
Nie wyszedłem jeszcze z lotniska. Stoję przed szybą i patrzę za samolotem. W górze ujrzałem światło.
- To nie możliwe. - powiedziałem i w tym momencie otrzymałem wiadomość. - Leon. Kocham Cię, przepraszam, że Cię nie posłuchałam i poleciałam. Nigdy nie zostawiaj naszych dzieci i o mnie nie zapominaj. - odczytałem na głos. Po chwili było słychać głośny huk, a na niebie można było zobaczyć wybuch. Zamarłem. Szybko pobiegłem do wyjścia na płytę lotniska. Nie pozwolono mi na nie wyjść przed przybyciem straży pożarnej. Po chwili już byłem obok miejsca katastrofy. Podbiegłem do jakiegoś strażaka.
- Co się stało? -zapytałem przez łzy.
- Zapalił się silnik i nastąpił wybuch. Niestety nikt nie przeżył. Znaleziono tylko bordowe pudełeczko ze złotą bransoletką w środku. - powiedział smutny.
- Mógłbym ją zobaczyć?
- Oczywiście. - powiedział i podał mi pudełko. Otworzyłem je i wtedy już wiedziałem, że to Violetty. - Poznaje pan ten przedmiot?
- Tak dałem go mojej żonie w dniu gdy poprosiłem ją o zostanie moją dziewczyną. Mogę ją zachować?
- Oczywiście. Odezwiemy się do pana gdy odnajdziemy wszystkie ciała.
  
Rok później. Rocznica katastrofy, w której zginęła Violetta.
Dzisiaj jest ten dzień. Dokładnie rok temu zginęła moja Violetta. Codziennie jestem na cmentarzu. W firmie pomaga mi Lucas. Dziećmi zajmują się Fran i Diego. Jestem właśnie w drodze na cmentarz. Kupiłem bukiet ulubionych kwiatów Violetty. Różowych róż. Gdy doszedłem do grobu mojej żony położyłem na jego płycie kwiaty. Mijały godziny, a ja tam siedziałem.
- Leon... - usłyszałem głos.
- Violetta? - powiedziałem i zerwałem się na równe nogi. Chciałem jej dotknąć ale mnie powstrzymała.
- Nie dasz rady. Jestem duchem. Przyszłam Cię o coś zapytać.
- O co?
- Czemu tu siedzisz i marnujesz życie? Powinieneś się nim cieszyć puki je masz.
- Ale ja bez Ciebie nie umiem.
- Musisz dać radę. Dla naszych dzieci.
- Violetta... Wytrzymałem rok. On był niczym wieczność. Ja dłużej nie mogę, nie chcę, nie chcę bez Ciebie.
- Daj radę. Ja muszę wracać. Żegnaj Leonie. - powiedziałam po czym mnie pocałowała i zniknęła. Zadzwoniłem do Fran.
- Fran. Obiecaj, że zajmiesz się dzieciakami i nigdy o mnie nie zapomnisz i nie dasz zapomnieć chłopakom.
- Obiecuję, ale o co chodzi?
- Ja już bez niej nie umiem. - powiedziałem i się rozłączyłem. Z kieszeni wyjąłem mój scyzoryk. Otworzyłem nożyk i wbiłem go kilka razy w brzuch, a następnie w serce. - Teraz będziemy już zawsze razem. - powiedziałem upadając w kałużę mojej krwi powstałej z moich ran. Zdołałem jeszcze tylko położyć rękę na grobie mojej ukochanej i... Później koniec.


Jak już przeczytaliście...
Epilog...
Nie bijcie...
Nie mogłam już pisać dalej tej historii.
Nie wiem czo będzie dalej...
Mi się standardowo nie podoba.
Jest parę powodów...
Pierwszy... Przeskok czasowy. Po drodze Leoś się obudził. Wziął ślub z Violą i ma z nią dzieci.
Drugi... Ostatnio nie miałam weny.
I to tyle. 
Jeszcze nie wiem czy będę pisała inną historię.
Możecie mi pisać co mam zrobić w komentarzach.
Jeszcze raz przepraszam!
Ale nic nie trwa wiecznie!
Jak to się mówi...
Koniec czegoś może być początkiem czegoś całkiem nowego czy jakoś tak.
Ja nie przedłużam. Ale wy pamiętajcie żeby napisać mi co mam zrobić w sprawie bloga, bo nic jeszcze nie jest postanowione.
A na razie... Komentujcie. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL

6 komentarzy:

  1. Pisz nową ;*
    Epilog miodzio <3
    Pozdro ;D

    Blair ,33

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny epilog :)
    A co do tego bloga to pisz nową <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. zostałaś nominowana do LBA na moim blogu:
      http://jortini-inna-historia.blogspot.com/
      gratuluję :)

      Usuń
  3. Pisz nową historię :)
    A epilog boski :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mugł zostawić dzieci. Płacze... Ten epilog jest taki wspaniały.... brak słów

    OdpowiedzUsuń